Quantcast
Channel: Gray maluje
Viewing all 275 articles
Browse latest View live

Let's dance - colorful makeup

$
0
0
Witajcie w nowym roku! :) Na jego dobre rozpoczęcie, postanowiłam pokazać Wam swój makijaż z Sylwestra. Spędzałam go skromnie, dlatego też postawiłam na swój ulubiony rodzaj makijażu - grayowy PRZEPYCH :) Będzie to więc kolorowy dymek wraz z różnymi akcentami w postaci kreski, brokatu i opalizujących pyłków!

Bardzo kusiły mnie ostatnie nowości, jakie do mnie przybyły, wprost nie mogłam się doczekać używania ich! Tak więc i tutaj udział wzięły takie perełki jak Khol Kajal z My Secret, przepiękne pyłki oraz róż do policzków z KOBO, cudowna pomadka także z KOBO, czy też, już mój ulubiony, rozświetlacz Sparkling Beige z My Secret. Oczywiście osobne, wyczerpujące posty o nich pojawią się na blogu już niedługo!

Oczy to właściwie mój ulubiony mix. Otoczone dość ciepłymi, brązowymi i beżowymi cieniami, lśniące zielenie (mix foliowego cienia MUG Houdini i cudnego pyłku KOBO Golden Sky) na górnej powiece, oraz mocny granat (MUG Center Stage) i lśniący, cudownie migoczący (czego niestety nie udaje mi się uchwycić na zdjęciach) pyłek z KOBO Cherry Sparks. Zrezygnowałam ze sztucznych rzęs, bo średnio lubię je nosić, choć owszem, przyznaję, że pięknie prezentują się na zdjęciach. Na ustach tym razem nieco spokojniej - szalenie zachwyciły mnie odcienie nowych pomadek KOBO Matte Lips, są wprost cudowne! Tym razem użyłam bardzo modnego i niezwykle ujmującego odcienia chłodnego brązo-różo-nude ;)


Użyłam/I used: 
oczy/eyes: KOBO loose eyeshadows - 513 Golden Sky, 512 Cherry Sparks, My Secret Khol Kajal 03 Navy Blue, High Shine eyeliner, brow pomade, Makeup Geek eyeshadows - Houdini, Center Stage, Beaches and Cream, Creme Brulee, Bada Bing, NYX Le Frou Frou mascara, Golden Rose Extreme Sparkle eyeliner 104 and Brow Styling Gel, Artdeco eyeshadow base,
twarz/face: KOBO Illuminate Cover Stick, KOBO Matte Blush Palette, My Secret Rice Matt Powder, My Secret Cream Camouflage, KOBO Brightener Matt Powder, My Secret Face'n'Body Bronzing Powder, Pierre Rene Skin Balance 20 Champagne, L'Oreal Infallible 24H-Matte Vanilla, My Secret Face Illuminator Powder - Sparkling Beige,
usta/lips: KOBO Professional Matte Lips - 414 Smoked Wood.

A Wy w jakim makijażu witałyście nowy rok? :) Pochwalcie się nimi w komentarzach! 

Piękna kolekcja subtelnych lakierów do paznokci - My Secret 3D Gel Effect

$
0
0
My Secret wypuściło nową kolekcję lakierów do paznokci, które swoimi odcieniami wprost zachwycają! I choć jestem obecnie wielką fanką hybryd, tak z trudem powstrzymuję się, aby nie wymalować się tymi cackami - obawiam się, że ulegnę, szczególnie jeśli chodzi o jeden z odcieni. Ale o tym zaraz. Przedstawiam Wam lakiery 3D Gel Effect.


Według producenta ich wykończenie ma przypominać lakiery żelowe. W sumie okej, połysk jest bardzo ładny i to chyba o to głównie chodziło. Kolekcja zawiera w sobie 9 przepięknych, subtelnych i niezwykle eleganckich odcieni. Myślę, że przypadnie Wam do gustu równie mocno jak mnie! Mamy tutaj barwy szalenie delikatne, idealne na co dzień, lub pod zdobienia, ale także kolory nieco żywsze, mocniejsze, doskonałe na większe wyjście. Wszystkie mają kremowe, bezdrobinkowe wykończenie.

Lakiery mają idealnie kryć już po dwóch cienkich warstwach, na wzornikach pokazuję Wam swatche z jedynie jedną ich warstwą. Konsystencja jest bardzo fajna, niezbyt gęsta, ale też nie rozlewa się. Dawno nie używałam tradycyjnych lakierów, jednak tymi malowało mi się naprawdę dobrze. 

A tak prezentuje się cała ta radosna gromadka!


Przyjrzyjmy się im nieco bliżej!


01 Pretty Nude -  to prześliczny i jakże uniwersalny odcień. Połączenie jaśniutkiego, chłodnego beżu ze zgaszonym, brudnym różem.

02 Petal Rose - to bardzo jasny, delikatnie mleczny i raczej ciepły róż.

03 Sweet Apricot - osobiście za takimi odcieniami nie przepadam, ale wiem, że mają duże grono fanek. Jest to jasna soczysta brzoskwinia (pomarańcz). Odcień jest trochę żywszy i cieplejszy niż na zdjęciu.


04 Coral Love - to bardzo ładny, dla mnie typowo letni odcień. Jasny, energetyczny koral (mieszanka pomarańczu, różu i czerwieni).

05 Merry Red - to piękna, klasyczna czerwień. Nie za jasna, nie za ciemna - idealna! Raczej chłodniejsza niż cieplejsza, choć dla mnie jest neutralna (i bądź tu mądry).

06 Happy Berry - takie czerwienie bardzo lubię. Jest to ciemny, głęboki, krwisty odcień. Ma niewielką domieszkę śliwki w sobie, przez co jest nieco chłodniejsza.


07 Dusty Cedar - to chyba najciekawszy odcień z tej kolekcji. Cudowny mix brudnego różu i brązu. Trochę chłodniejszy odcień i bardziej różowy niż na zdjęciu. Polecam Wam ogromnie mu się przyjrzeć - zakochacie się! :)

08 Rosy Nude - to jaśniutki, chłodny, delikatnie stłumiony beżem róż.

09 Cool Blue - szalenie modny kolor - śliczny jasny, chłodny, lekko szarawy błękit.


Mnie najbardziej do gustu przypadł oczywiście odcień Dusty Cedar, choć Pretty Nude depcze mu po piętach. Fajny jest też błękit Cool Blue, a ciemnych czerwieni jak Happy Berry nigdy za wiele!

A Wam jak się podoba ta kolekcja? Które odcienie wpadły Wam w oko? :)

Fioletowa inspiracja, holo effect i cyrkonie, czyli ozdobny manicure hybrydowy z NEESS

$
0
0
Nie zdążyłam z manicurem na Sylwestra, więc bling-bling zostawiłam sobie na umilenie początku nowego roku. Testuję nowe hybrydy marki NEESS, dlatego też mani, które Wam pokazuję jest wykonane tylko za ich pomocą - nie bawiłam się tym razem w budowanie paznokci, więc moje biedne pazury są nieco słabsze, a co gorsza... płaskie! Niemniej jednak, tym razem w akcji wzięły udział primer, baza i top marki Neess, ale także ich kolorowy lakier oraz pyłek. Muszę przyznać, że lakier mocno przypadł mi do gustu, fioletowa inspiracjato cudowny, głęboki, raczej ciemny, ale jednocześnie ciepły fiolet. Lakier ma kremowe, bezdrobinkowe wykończenie. Jest bardzo elegancki, a jednocześnie z nutką dekadencji. Do ozdoby posłużył mi srebrny pyłek o nazwie efekt tęczy - czyli po prostu zwykły pyłek holo. Po pomalowaniu paznokci i przyozdobieniu holo-pyłkiem, stwierdziłam, że czegoś mi brakuje, dlatego następnego dnia dokleiłam jeszcze kilka cyrkonii na paznokieć palca serdecznego. Teraz manicure mi się podoba! :)


O produktach marki NEESS jeszcze stworzę osobny post z opinią, na tę chwilę chcę zaznaczyć, że hybryda fioletowa inspiracja przypadła mi do gustu nie tylko jeśli chodzi o kolor, ale także krycie i ogólne zachowanie podczas malowania. Żeby uzyskać idealny kolor, bez prześwitów, wystarczyły mi dwie cienkie warstwy. 


Z takim pyłkiem mam ciągle same problemy - nie potrafię go obsługiwać, dlatego nie jestem do końca zadowolona z tego, jak go nałożyłam. Niemniej jednak holograficzny efekt bardzo mi się podoba - nie tylko na paznokciach, więc jakoś to przeboleję. Dajcie mi jednak znać w komentarzach, czy też macie problemy z tego typy pyłkiem i jak go nakładacie - będę wdzięczna! :)


Cyrkonie zaczęłam przyklejać na harda i był to strzał w dziesiątkę! Nic nie odpada, nawet podczas prac domowych. Oczywiście, jeśli mocno je podważymy, wystrzelą w kosmos, niemniej jednak normalnie nie powinno się z nimi nic dziać. 

Jak Wam się podoba taki manicure? Znacie lakiery hybrydowe marki NEESS? :)

Violet Bliss - makijaż z kosmetykami z Drogerii Natura

$
0
0
Znacie mnie, wiecie zatem, że uwielbiam mocne makijaże. Takie też, bądź co bądź, najlepiej prezentują się u mnie na zdjęciach. Ciemne barwy oraz wszelkiego rodzaju błyszczące wykończenia mają teraz swój czas, w końcu kiedy szaleć, jak nie w karnawale? :) Mnie wzięło zaś na fiolety. W roli głównej więc ciepła śliwka połączona z odrobiną różu, miedzi, oraz niebieskości. W gratisie opalizujący i cudownie migoczący pyłek, którego na zdjęciach prawie nie widać. Całość oczywiście w formie dymka, mocno dramatyczna.

Dostałam ostatnio mnóstwo nowości z Drogerii Natura wraz ze świetnymi produktami, postanowiłam więc je wykorzystać i wspomagając się starszymi nieco kosmetykami, cały makijaż (jedynie prócz bazy pod cienie) wykonałam za pomocą marek KOBO Professional oraz My Secret. Jedynie cienie do powiek, tusz do rzęs oraz korektor (swoją drogą - świetny!) pod oczy nie są nowościami tych marek, cała reszta - owszem! Pewnie jeszcze będę pisać dla Was osobne recenzje, póki co mogę powiedzieć, że zakochałam się w bananowym pudrze z KOBO oraz rozświetlaczu z My Secret, polubiłam mocno (mimo paru wad) pomady do brwi z My Secret, ale niestety miłości nie będzie jeśli chodzi o matowe pomadki do ust (te w płynie) KOBO. Na co dzień bardzo chętnie korzystam z produktów marek własnych Drogerii Natura, od kiedy Daniel Sobieśniewski kreuje te kosmetyki, są one jeszcze lepsze, a na pewno odpowiadają na zapotrzebowania klientek i panujące trendy. Osobiście polecam gorąco! Wiadomo, nie wszystko jest idealne, ale cała masa produktów jest bardzo dobrej jakości i nie umywa się do tych z wyższej, czy też droższej półki :)


Użyłam/I used:
oczy/eyes: KOBO Pure Pearl Pigment - Magic Sparks, Ideal Volume mascara, My Secret Khol Kajal - Turquoise, brow pomade - Warm Taupe and Dark Brown, gel mascara, eyeshadow palettes - Rose Kiss (cream), Sand Dunes (middle one), Morning Dew (light gold), Paradise Island (pink), Dive Into The Ocean (green and pearl blue), Party Time (plum and copper), Artdeco eyeshadow base, 
twarz/face: KOBO Matte Blush Palette - middle one, Brightener Matt Powder, Face Contour Palette, Illuminate Cover Stick, My Secret Rice Matt Powder, Face Illuminator Powder - Sparkling Beige, Matte Blur Effect foundation - Ivory, Cream Camouflage - Natural Beige and Porcelain Beige, 
usta/lips: KOBO Professional Matte Lip Stain - Amaranth, Moisturizing lip conditioner. 


Jak Wam się podoba taki makeup? Z czym łączycie w makijażu fiolety? :)

Rock&róż oraz efekt syrenki na dwa sposoby - manicure z NEESS

$
0
0
Kocham róż na paznokciach. Niezaprzeczalnie. Bez żadnych "ale" stwierdzam też, że szalenie mocno spodobał mi się odcień lakieru hybrydowego NEESS - boski rock&róż. I to właśnie jego zobaczycie dziś w roli głównej wraz z wyjątkowo słodkimi, "cukieraśnymi" wręcz zdobieniami z użyciem pyłku efekt syrenki. Mam nadzieję, że nie przesłodzę Was zbyt mocno i ten manicure się Wam spodoba!


Rock&róż to żywy, choć jeszcze nie neonowy (choć zdjęcia spłatały figle i może się tak wydawać), średni róż (jeśli chodzi o jasność) i całkiem neutralny (jeśli chodzi o tonację). Nie jest to ani fuksja, ani koral, ani typowy odcień Barbie, ani jakiś zgaszony, przybrudzony typ. To kolor wyjątkowy i po prostu fajny! Ma oczywiście bezdrobinkowe, kremowe wykończenie. Jestem pewna, że dobrze mi się go będzie nosiło. Nieważne czy będę nosić go solo, połączę z czymś zgranym lub kontrastowym, czy też przyozdobię co nie miara.

Bardzo spodobała mi się nie tylko barwa tego lakieru, ale także to, jak dobrze mi się nim malowało. Krycie jest super, dwie cienkie warstwy oczywiście wystarczają, żeby uzyskać idealny, gładki, pozbawiony prześwitów kolor. Smug - zero, ściągania się - zero, rozpływania - zero. Jak więc mówiłam, powiem raz jeszcze - fajny jest! 


Ostatnio, jak pewnie zauważyliście, mam parcie na różnego rodzaju zdobienia. Nie potrafię nie zdobić, tak po prostu. Tak więc tym razem postawiłam na efekt syrenki w dwóch wydaniach - tradycyjnej (pyłek wtarty) i efekt szronu (pyłek posypany na nieutwardzony top i dopiero sruu do lampy). A syrenka od NEESS to sztuka wyjątkowa śliczna, choć jak każde tego typu cacko, ociera się nieco o kicz. Ale i tak bardzo ładnie mieni się odcieniami miedzi, złota i... zieleni. Taki mały, migotliwy pocieszacz z niego. 

I tak jak miałam małe problemy przy pyłku efekt tęczy, tak tutaj żadnych. Myślę więc, że po prostu holo mnie nie lubi i płata psikusy. Na szczęście syrenka okazała się całkiem łatwa do oswojenia! Nie wiem jak Wam, ale mnie ten efekt szronu się podoba bardzo bardzo - chyba będę częściej się z nim bawić, a co!


Wyszło słodko, wyszło fajnie, ale przede wszystkim różowo - a róż po prostu dobrze się nosi! Mnie na pewno ;)

Jak Wam się podoba taki manicure? Lubicie róż na paznokciach? :)


Lakiery hybrydowe i pyłki do zdobień od NEESS - czy warte są grzechu?

$
0
0
Wiecie, że i ja wpadłam w złe i niedobre sidła zastawione przez producentów lakierów hybrydowych i po prostu nie potrafię się obyć bez ich produktów na paznokciach. W końcu mój manicure nigdy jeszcze nie był tak trwały przez długi czas, a pazury mocne i długie. I mimo wielu godzin spędzonych na usuwaniu, piłowaniu, nadbudowywaniu (ach ta okropna płasko-wklęsła płytka), malowaniu i zdobieniu - robię to nadal, uparcie, a to już o czymś świadczy. Próbowałam już kilku marek jeśli chodzi o lakiery hybrydowe, bazy, topy etc. - o niektórych z nich możecie poczytać na blogu, o innych napiszę w przyszłości. Dziś chciałabym Wam opowiedzieć nieco więcej o produktach marki NEESS.


NEESS jest dość młodą marką na rynku, za nią stoi już nieco bardziej znana firma Donegal. Jeśli chodzi o samą markę, muszę przyznać, że ujęła mnie nowoczesnością, prostotą połączoną z "funem", boskim kolorem przewodnim, a także ciekawymi i nietypowymi nazwami odcieni, które są... polskie (a to niestety nadal rzadkość)! Znajdziemy tam takie gagatki, jak: różowy kabriolet, niebo nad Paryżem, nieśmiała mięta, milczący fiolet, biała dama, hip hop róż, tango z mango, czy też chcesz beż. Gama kolorystyczna jest całkiem różnorodna, znajdziemy tutaj zarówno spokojniejsze odcienie, jak i żywsze, a na pewno sporo tych modnych. Jeśli jednak chodzi o wykończenia, tutaj fanki przeróżnych efektów nie będą do końca zaspokojone - mamy niewielki wybór, bo większość lakierów ma kremowe wykończenie, kilka ma drobinki, a jeszcze parę z nich to neony. Ale ale, marka niedawno wprowadziła do asortymentu także mnóstwo fajnych błyskotek do zdobienia - neonowe pyłki, efekty syrenki, tęczy, magpie, flash i holo. Nie jest więc aż tak nudno :) Oczywiście w asortymencie nie brakuje preparatów pomocniczych - cleanera, removera, oliwek, a także wyjątkowo pożądanych - strong base (hard) czy też top no wipe.


Ja otrzymałam od marki takie oto produkty. Jak widzicie, prócz bazy, topu i primera (oraz potrzebnego oczywiście cleanera czy pilniczków - ale niestety bez bloczka czy removera) dostałam dwa piękne i bardzo trafione w mój gust lakiery hybrydowe - fioletowa inspiracja oraz rock&róż, a także dwa pyłki - srebrny efekt tęczy i efekt syrenki (transparentny). Za pomocą tych kosmetyków stworzyłam dwa manicury, które pokazywałam Wam już na blogu i w socialach.


Dla tych co nie widzieli, podlinkowałam poniższe zdjęcia, zaprowadzą Was więc one do odpowiednich postów.

Fioletowa inspiracja oraz srebrny efekt tęczy


Rock&róż oraz efekt syrenki


Wracając do tematu, czyli moich wrażeń ze stosowania produktów NEESS, zacznę od bazy, która, mówiąc krótko, przypadła mi do gustu. Podoba mi się jej konsystencja - jednocześnie na tyle rzadka, że nie jest oporna podczas malowania i nie ściąga się z końcówek, i na tyle gęsta, że nie rozlewa się na skórki. Mały, krótki pędzelek zdecydowanie ułatwia malowanie - a płytkę, przypomnę, mam wyjątkowo małą i raczej wąską.


Top (zwykły, wymagający przemywania cleanerem) niespecjalnie się u mnie sprawdził. Po pierwsze jest zbyt rzadki, potrafi się więc rozlewać, a naprawdę mógłby tego nie robić. Trudno nałożyć go też ciut więcej - lubię gdy top porządnie przykrywa kolor, chroniąc go odpowiednio przez ścieraniem i blaknięciem i dodatkowo odrobinę utwardza cały manicure. Tutaj niestety muszę kłaść nawet 3 warstwy (cienkie, ale jednak), żeby top nie tylko sensownie się trzymał, ale i ładnie błyszczał. Przy jednej warstwie produktu jest niestety jakiś taki matowy i bez wyrazu, a do tego mocniej się rysuje.


Kolorowe lakiery hybrydowe za to zrobiły na mnie świetne wrażenie. Mają idealną konsystencję i naprawdę maluje się nimi bezproblemowo. Dodatkowo krycie i pigmentacja są na wysokim poziomie, wystarczają dwie cieniutkie warstwy lakieru do idealnego pokrycia płytki paznokcia. A kolory są mocne i piękne! Zero smug, zero prześwitów, idealne kremowe cuda. Jedynie mam wrażenie, że nie do końca utwardzają mi się pod moją lampą (Semilac 6W), bo gdy pokrywałam utwardzony kolor topem, pędzelek potrafił się ładnie brudzić. Może to być też wina lampy, która jest albo za słaba, albo już za słaba ;) Jak kiedyś będę mieć inną zabawkę do utwardzania, nie omieszkam tego sprawdzić. Z całego serca mogę też Wam polecić oba kolory - zarówno ten głęboki i niezwykle ujmujący fioletfioletowa inspiracja, jak i nieco słodki, ale dalej fajny i wyjątkowo "nośny" róż rock&róż.


Z primerem bezkwasowym tj. soft (i primerem w ogóle) miałam do czynienia pierwszy raz. Jednak stwierdzam, że na moich paznokciach hybrydy trzymają się na tyle dobrze, że żadnego primera nie potrzebuję. Czemu to mówię? Dlatego, że cudem ściągnęłam hybrydę z paznokci, na których zastosowałam primer, gorzej - nie obyło się bez szkód. A specjalnie podczas robienia pierwszego manicuru z produktami NEESS nie stosowałam niczego więcej, żadnego utwardzania czy nadbudowywania płytki. Primer jednak sobie zostawię i będę stosować pod paznokcie nadbudowywane, nad którymi w końcu męczę się najdłużej, a z których hybrydy nie ściągam w klasyczny sposób (za pomocą acetonu), a jedynie spiłowuję kolor i dobudowuję braki. Wtedy będę mieć większą pewność, że lakiery wytrzymają dłużej i więcej.


Cleaner zaś, jak to cleaner, to rozwodniony alkohol z dodatkiem zmiękczaczy, czy też składników łagodzących, a w tym przypadku także perfum. Nie pomylę się zbyt mocno, jeśli powiem, że ten pachnie cukierkami pudrowymi albo gumą balonową :)


A jeśli zaś chodzi o pyłki - cóż, pyłki jak pyłki ;) Na pewno da się dzięki nim uzyskać piękny efekt i różne rodzaje zdobień. Mnie szczególnie przypadła do gustu owa syrenka, bądź co bądź, pierwsza w moich zasobach, ale nie ostatnia! Mieni się obłędnie i tak powinno być.


Trwałość tych produktów u mnie jest dobra, ale porównuję je jedynie do innych lakierów (tj. nie sprawdzałam trwałości na innych paznokciach niż moje), widzę, że nic nie odpryskuje, nie odłazi, nic się nie zapowietrza i nie ściera. Tyle że nie chodziłam po skalistych górach i nie spędzałam całych dni na basenie, więc na 100% nie mam pewności, że nic się z nimi po takich zabawach nie stanie. Jak dla mnie - są dobre i poza topem (chyba że lubicie takie) godne polecenia. 


Produkty NEESS można kupić na ich stronie internetowej, stacjonarnie nie mam pojęcia, czy gdzieś są dostępne, a jak tak to gdzie. Ceny produktów są znośne - za kolorowy lakier zapłacimy 29,99 zł (za 8 ml pojemności), tyle samo za bazę i top oraz także za hard (!), za primery 14,90 zł, a za top no wipe tylko 32,99 zł. Pyłki to koszt 6,90 zł - 34,19 zł, więc czasem super, czasem w normie (mając w tle inne marki). Ogółem konkurencyjnie? A jakże.

Moje wrażenia są więc raczej pozytywne, pomijając top, wszystkie produkty sprawdziły się u mnie bardzo dobrze! Kolory są śliczne, myślę że to nie koniec mojej przygody z lakierami tej marki - chętnie popatrzę sobie na swatche innych odcieni ;) Wam polecam to samo!

Znacie tę markę? Jak się u Was spisuje? Dajcie koniecznie znać w komentarzach! :)

Idealny rozświetlacz dla bladolicych i nie tylko - My Secret Face Illuminator Powder "Sparkling Beige"

$
0
0
Zakochałam się! I postanowiłam podzielić się z Wami swoim uwielbieniem do pewnego kosmetyku, który wprost zawładnął moim sercem. Jest to produkt przeze mnie wyczekiwany, szczególnie od momentu, gdy Daniel zapowiedział, że w końcu doczekamy się jaśniejszej wersji rozświetlacza od My Secret. I oto w końcu jest - boski Face Illuminator Powder w odcieniu Sparkling Beige.


Sparkling Beige to, jak wspominałam we wstępie, kolejny odcień wypiekanego rozświetlacza marki My Secret. Wcześniejszy, złoty cudak zrobił nie lada furorę i został doceniony przez najlepszych! I choć też uważam, że jest to świetny produkt, a jego blask wprost zachwyca, tak nie jest to produkt dla mnie, właścicielki bladej cery, bo po prostu się na niej odznacza. Więcej o rozświetlaczu Princess Dream przeczytacie w poście na blogu - TUTAJ.


Tymczasem skupmy się na nowości marki. Sparkling Beige to przepiękny rozświetlacz w jasnym, szampańsko-kremowym odcieniu, o dość chłodnym, bardzo delikatnie różowym blasku. Ma on jaśniutką bazę, która nie odznacza się na bladej i jasnej cerze, dzięki czemu jest on jeszcze bardziej uniwersalny niż jego starszy brat. Choć na pewno warto zauważyć, że na ciemniejszej karnacji nałożony w większej ilości, może nieco za mocno rozjaśniać skórę.

Muszę przyznać, że odkąd go otrzymałam, nie rozstaję się z nim i używam codziennie. To nie tylko zasługa ślicznego odcienia (bardzo takie lubię!) oraz tego, że nie odznacza się na mojej bladej cerze, ale także dzięki temu pięknemu, mocnemu (choć z możliwością budowania) blaskowi. Połysk jest wprost cudowny, jednolity, bardzo elegancki, a gdy nałożymy produkt w mniejszej ilości - może być nawet subtelny. Idealnie się stapia z moją bladą skórą o chłodnym, żółtym kolorycie, nadaje jej świeżości, i modnego glow. Uwielbiam nakładać go obficie (mocno maczam wtedy pędzel w produkcie, choć nasycenie ma i bez tego bardzo dobre) i tworzyć za jego pomocą piękną taflę. Bardzo chętnie korzystam też z niego, gdy chcę rozświetlić wewnętrzne kąciki oczu czy też miejsce pod brwią. W każdej roli wygląda wspaniale!


Tak samo jak jego starszy, złoty brat, i ten rozświetlacz ma ciekawą konsystencję - niby suchą, ale jednocześnie całkiem jedwabistą w dotyku. Co więcej dobrze się nabiera na każdy rodzaj pędzla, choć ja wolę te syntetyczne, wtedy produkt nie kruszy się tak mocno w opakowaniu. Idealnie również nakłada się na skórę, czy to właśnie za pomocą pędzli, gąbeczek czy nawet palców. Nie ma w sobie żadnych widocznych drobin, nie wędrują więc one po twarzy, a blask mamy dokładnie tam, gdzie chcemy.

Poniżej na szczytach kości jarzmowych w świetle sztucznym (lampa pierścieniowa) i dziennym.


Jeśli chodzi o odcień, chciałabym Wam jeszcze nieco porównać go do innych produktów, które posiadam. Oczywiście nie jest on tak złoty i ciepły jak Princess Dream, ani Mary-Lou od The Balm. Trochę przypomina mi rozświetlacz z Melkiora Light Touch, jest jednak od niego mniej różowy i ma mocniejszy blask. W porównaniu do mojego ukochanego Winter Glow z Melkiora, jest od niego nieznacznie chłodniejszy i mniej złocisto-brzoskwiniowy. Nie jest także tak biały jak Moonlight z KOBO. Wydaje mi się naprawdę wyjątkowy, i jeśli, tak jak ja, lubicie takie kolory rozświetlaczy - na pewno się w nim zakochacie!

Jako że jest to produkt wypiekany, a jego gramatura jest naprawdę spora (7,5 g), jestem przekonana, że starczy mi na długi czas. Mam jednak nadzieję, że wejdzie na stałe do asortymentu marki i będę go mogła kupić w Drogeriach Natura, kiedy tylko zechcę. A kosztuje jedynie 15,99 zł i często bywa na promocjach, więc tym bardziej warto się w niego zaopatrzyć!

Ja jestem zakochana w tym rozświetlaczu i jestem pewna, że każda bladolica polubi go równie mocno! Polecam gorąco :)

Jak Wam się podoba ten rozświetlacz? Lubicie takie odcienie? Jakie są Wasze ulubione rozświetlacze? ;)

Mój mały zawód miłosny - KOBO Professional Matte Lip Stain non transfer liquid lipstick

$
0
0
Macie czasem tak wielkie oczekiwania, jeśli chodzi o jakiś kosmetyk, że choć za pierwszym razem Was zawodzi, tak staracie się testować go do upadłego w nadziei, że jednak coś z niego będzie? Ja tak miałam w przypadku wyczekiwanych przeze mnie matowych pomadek w płynie od KOBO. Po dość nieudanym produkcie (czy też nietrafionej jego nazwie), jakim były, bądź co bądź bardzo ładne jeśli chodzi o kolory, błyszczyki - te TUTAJ, nadeszła pora na jakże wyczekiwany mat. Przedstawiam Wam więc kolejną nowość marki KOBO Professional -Matte Lip Stain non transfer liquid lipstick. Nowość, która niestety nie spełniła moich oczekiwań.


Nim jednak przejdę do recenzji jako takiej, chciałabym napomknąć o tym, co pierwsze rzuca się w oczy - i właściwie zachwyca. Mianowicie odcienie! Pochwalam (a jakby inaczej!) w zupełności wybór kolorów - mamy tutaj sześć odcieni, zarówno tych delikatnych, typowo dziennych, jak i nieco odważniejszych. Mnie oczywiście jako pierwsze wpadły w oko zgaszone róże oraz ten ciemniejszy, delikatnie fioletowy róż. Na pewno też cieszy oko prosty, lekki design - przezroczyste opakowania i zmatowione czarne rączki-nakrętki.


Pomadki mają całkiem niezłą pigmentację, choć mogłaby być jeszcze lepsza. Podczas nakładania produktu na usta zdarzają się smugi i prześwity, a kolejne warstwy niestety psują cały efekt. Na pewno nie pomaga też im lekko wodnista konsystencja (przez to też mogą się nieco rozlewać w trakcie aplikacji), choć to właśnie ona sprawia, że szminek praktycznie nie czuć na ustach.

Przyjrzyjmy się bliżej odcieniom!


501 Coral Touch- to typowy koralowy odcień, czyli przyjemna mieszanka czerwieni, różu i pomarańczu. Dość żywy odcień, rzucający się w oczy, który bardzo lubi grać pierwsze skrzypce w makijażu.


502 Powder Pink - to śliczny, jasnoróżowy odcień, który nie jest jednak zbyt chłodny, żeby wyglądać dziwacznie. Wręcz przeciwnie - to wyjątkowo twarzowy kolor, subtelny, ale zdecydowanie ze słodką nutą. 


503 Pinky Nude - to różowo-beżowy niezwykle uniwersalny odcień. Idealny nudziak dla bladziochów i nie tylko!



504 Natural Beauty - to nieco ciemniejszy nudziak, również różowo-beżowy, ale już bardziej zgaszony i trochę cieplejszy. 


505 Amaranth - to cudowny ciemny róż z nutą jagody, odcień, który na żywo jest nieco bardziej głęboki, a na pewno trochę chłodniejszy niż na zdjęciach. Istne cudo kolorystyczne!


506 Dusty Cedar - to ciekawy kolor, który także na zdjęciach wyszedł nie tak jak trzeba. W rzeczywistości nie ma w sobie tak wyraźnych malinowych nut, ta różo-czerwień jest bardziej rdzawa, brudna i zgaszona

Powyższe zdjęcia są oczywiście zrobione tuż po nałożeniu pomadek na usta. Widzicie na pewno owe nierówności i prześwity, których niestety nie da się uniknąć. Jednak schody zaczynają się później. Produkt po paru chwilach zastyga i staje się zupełnie matowy. Mat jest śliczny, gładki, taki aksamitny. Z tymże owa "non transfer liquid lipstick" także po zmatowieniu jest... jakby to ująć? Mobilna! Rozchodzi się, roznosi, a co gorsza dziwnie ściera od samego dotknięcia. Oczywiście jeszcze gorzej jest później - produkt potrafi mi się koszmarnie rolować, wałkować i schodzić z ust bez wyraźnej przyczyny. Za nic nie przetrwa też nawet picia herbaty. Testowałam i testowałam trwałość tych pomadek na różne sposoby (także z zalecanym balsamem KOBO Moisturizing Lip Conditioner) i w różnych sytuacjach - zawsze mam to samo. Nie mam więc pojęcia, co jest z nimi nie tak, ale szalenie nie polubiły się z moimi ustami. Wielka szkoda.

Pomadka już po kilku minutach wygląda tak...

Same więc oceńcie, czy chcecie wypróbować ten produkt, czy też sobie go darujecie. Nie twierdzę, że kategorycznie się u Was nie sprawdzi, przestrzegam jedynie, że tak może się stać. Cena jednej sztuki nie jest znowu tak wysoka, by nie móc zaryzykować - to jedynie 14,99 zł (za 9 ml produktu). A kupicie je oczywiście tylko w Drogeriach Natura


Ja niestety jestem mocno zawiedziona, liczyłam na to, że to będzie mój nowy pomadkowy hit, a tak - obeszłam się smakiem.

Znacie te pomadki? Sprawdziły się u Was? Jak Wam się podobają ich odcienie? 

All that green

$
0
0
Zieleń nie jest zbyt lubianym odcieniem jeśli chodzi o makijaż. Ba! Wiele kobiet unika go jak ognia, nie wiedząc, że nawet tak trudny kolor może prezentować się zniewalająco. Trzeba się tylko przełamać... ale można także przełamać ową zieleń innym kolorem. Efekt? Zaskakująco fajny! Ja postanowiłam skontrastować zielony, nieco smutny i zgaszony dymek z żywą, niebieską, metaliczną kreską. Linię wodną i część dolnej powieki podkreśliłam też grafitowym cieniem, żeby nieco przyciemnić cały makijaż i dodać mu tajemniczej nuty. Nie podobają mi się jedynie usta, chyba jednak powinny być nieco bardziej wyraziste do takich oczu :)

Całe oko, zarówno powieki jak i brwi, zmalowałam za pomocą kosmetyków Golden Rose. Część była mi już znana, na przykład kredka i żel do brwi (pisałam o nich TUTAJ), niektóre zaś były dla mnie totalną nowością. Najmocniej zaciekawiła mnie oczywiście baza pod cienie - nie dość, że jest z tych higienicznych (mała, wygodna tubka), to jeszcze należy do tych silikonowych, które tak świetnie rozprowadzają się na skórze. Więcej o niej opowiem Wam już niedługo, jak przejdzie wszystkie testy wytrzymałości. Nowością są dla m nie także cienie w kremie, które po pierwszych swatchach zaskoczyły mnie pigmentacją. Ale gwoździem programu jest tutaj metaliczny eyeliner, który wprost zachwyca nie tylko wykończeniem, ale i mocnym kolorem! Czysty obłęd. O tych linerach będziecie mogli niedługo przeczytać na blogu, jednak już teraz gorąco je Wam polecam, tym bardziej, że do końca miesiąca kupicie je w okazyjnej, niższej cenie ;)

Mam nadzieję, że makijaż się Wam spodoba! :))


Użyłam: 
oczy/eyes: Golden Rose: eyeshadow primer, eyeshadow stick 02, eyeshadow palette - 102 Green Line, 109 Smokey Eyes, Sexy Black mascara, Style Liner Metallic 18, Precise Browliner 101, Brow Styling Gel, 
twarz/face: My Secret Matte Blur Effect 01 Ivory & Rimmel Fresher Skin Ivory, KOBO Brightener Matt Powder, My Secret Rice Matt Powder, My Secret Face'n'Body Bronzing Powder, KOBO Matte Blush Palette, My Secret Cream Camouflage, KOBO Illuminate Cover Stick, My Secret Face Illuminator Powder - Sparkling Beige,
usta/lips: Golden Rose Liquid Matte Lipstick 10. 

Jak Wam się podoba takie połączenie kolorów? Lubicie zielone cienie do powiek, czy unikacie ich jak ognia? ;)

Obłędnie piękne zielone "kocie oko" - Indigo Cat Eye "Rio de Janeiro"

$
0
0
Są takie kosmetyki, które choć wcześniej oglądamy namiętnie na wielu zdjęciach, gdy ujrzymy je na żywo - zaskakują. Takimi produktami są na pewno hybrydy i żele do paznokci z tzw. efektem kociego oka. Odkąd zobaczyłam kolekcję Cat Eye Gel Brush od Indigo, zapragnęłam mieć takie cudo. W oko wpadły mi najmocniej dwa odcienie - obłędnie piękna zieleń Rio de Janeiro oraz fioletowo-różowy Me, Myself & I.


Długo czekałam, żeby w końcu je wypróbować. Najpierw oczywiście sprawdziłam kolory na wzornikach... i zakochałam się na nowo! W końcu efekt na żywo powala jeszcze mocniej. Uwierzcie mi, choć cat eye na zdjęciach prezentuje się po prostu bosko, "w realu" JEST MOC. Oczywiście, żeby uzyskać taki piękny efekt, potrzebny jest specjalny magnes - ja mam ten z Indigo. Wiedzcie jednak, że pełno takich (i innych, bo z wzorkami) magnesów jest też na Ali. Warto też zaznaczyć, że lakiery tego typu, dla wydobycia całego ich piękna, nakłada się na czarną bazę - mnie wystarcza jedna warstwa czerni (tu użyłam Black Diamond z Semilaca). Natomiast dobrą wiadomością na pewno jest to, że wystarczy tylko jedna warstwa kolorowego, magnetycznego lakieru, żeby uzyskać tak mocny kolor.


Na pierwszy rzut poszedł lakier, który zachwyca mnie nieustannie odkąd zobaczyłam go na zapowiedziach na Instagramie marki. Potem podziwiałam go u koleżanek blogerek i nie mogłam przestać do niego wzdychać. Mowa oczywiście o Rio de Janeiro. Tak cudownej, tak efektownej i zniewalającej zieleni nie znajdziecie nigdzie indziej. To idealna, soczysta, niesamowicie piękna, ale też elegancka zieleń. Po przyłożeniu magnesu do mokrego jeszcze, nieutwardzonego lakieru z dość ciepłej trawiastej zieleni, wyłania się połączenie głębokiego szmaragdu z iskrzącą, wielowymiarową "kreską" czy też "oczkiem" w odcieniu niesamowitej, intensywnej, jaśniejszej zieleni (wygląda właściwie tak, jak na pokazanych przeze mnie fotkach w sztucznym świetle). Skoro o wielowymiarowości już wspomniałam, owe oczko nie jest tak płaskie, jak wychodzi na zdjęciach - na żywo sprawia wrażenie trójwymiarowego, dzięki czemu paznokcie wyglądają jeszcze ciekawiej. Pewnie też dlatego efekt ten szalenie kojarzy mi się z "marble balls" ;) Owa linia, czy też oczko, w rzeczywistości jest nieco cieńsze, płynnie przechodzi w ciemniejszą zieleń i genialnie opalizuje.


Ja jestem zachwycona i wciąż nie mogę przestać się patrzeć na te cuda. W kolejce czeka na mnie kolejny lakier typu cat eye, a w głowie już wykwitła myśl, że przydałby mi się też taki w głębokim, chłodnym granacie ;) Wam zaś polecam gorąco wypróbować takie lakiery, jeśli tylko choć trochę podoba Wam się ten efekt na zdjęciach. Uwierzcie mi - zakochacie się bez pamięci! :))

Jak Wam się podoba ten lakier? Lubicie efekt kociego oka na paznokciach? :)


All that green part II

$
0
0
Zieleń chodzi za mną bezustannie. Depcze mi po piętach, wciąż dopomina się o uwagę. I zwykle udaje jej się wkraść do mojego makijażu i manicuru, gdzie bywa, że rozgaszcza się aż nadto. Przykuwa wtedy uwagę, ba! Nie tylko stoi w blasku reflektorów, ale wręcz pławi się w nim. Zresztą potwierdzają to choćby - ostatni makijaż, jaki pokazywałam Wam na blogu, czy też ten obłędny lakier. Tym razem jednak zieleń będzie stanowiła akcent, dość widoczny, ale w dalszym ciągu dodatek. Zapraszam dalej!

Moja ukochana ostatnio zieleń występuje tym razem w roli podwójnej, metalicznej kreski. Postawiłam na ciemną, szmaragdową zieleń oraz tę jaśniejszą i żywszą, przywodzącą na myśl wiosnę. Tłem dla lśniącej, kombinowanej kreski jest zaś szaro-bury dymek, rozświetlony jasnym srebrem. Całe oko zmalowałam za pomocą kosmetyków Golden Rose. Metaliczne linery już szalenie polubiłam, niedługo będzie o nich osobny post. Mam też dobre przeczucia co do bazy pod cienie. Na ustach wylądowała matowa pomadka tej samej marki - moja ulubiona różana Longstay Liquid Matte Lipstick w odcieniu o numerze 03.

Mejkap jest więc bardzo prosty w wykonaniu, a jednocześnie lekki i całkiem efektowny. Osobiście uwielbiam takie kontrasty, szczególnie gdy mam do czynienia tylko z dwoma kolorami. Muszę przyznać, że zieleń świetnie się komponuje z wieloma kolorami, na takiej brudnej szarości wygląda naprawdę pięknie. Ale to jeszcze nie koniec mojej zabawy z zielenią! Mam nadzieję, że makijaż się Wam spodoba! :)


Użyłam/I used:
oczy/eyes: Golden Rose - Style Liner Metallic - 04, 19, eyeshadow palette - Green Line, Smokey Eyes, Sexy Black mascara, eyeshadow primer, eyeshadow stick - 02, 15, Brow Styling Gel, Precise Browliner 101, 
twarz/face: KOBO Matte Blush Palette, KOBO Illuminate Cover Stick, My Secret - Matte Blur Effect Shell, Face'n'Body Bronzing Powder, Face Illuminator Powder Sparkling Beige, Rice Matt Powder, Cream Camouflage, 
usta/lips: Golden Rose Longstay Liquid Matte Lipstick 03. 

Jak Wam się podoba taki makijaż? Lubicie metaliczne akcenty w makijażu? :)

Niesamowite eyelinery - Golden Rose Style Liner Metallic

$
0
0
Karnawał w pełni, więc nie ma co szukać wymówek i uciekać przed błyskotkami. Także w makijażu. A może szczególnie w makijażu? Skoro zewsząd atakują nas przepiękne, połyskliwe i cudownie migoczące cienie, brokaty, pomadki, a nawet... eyelinery! I jeśli o nie chodzi, w zasięgu ręki dostępne są takie godne uwagi - niesamowite Golden Rose Style Liner Metallic


Gama kolorystyczna tych produktów jest dość bogata, choć brakuje mi w niej zdecydowanie fioletów i może różu, czy też paru innych bardziej nietypowych i może ciepłych barw (hmmm... miedź?). Jednak mamy tutaj przeróżne odcienie niebieskości, morskości, zieleni, srebra i złota, a także czerń (choć nie jestem pewna czy także jest metaliczna). Jest więc z czego wybierać!


Linery te mają piękne, metaliczne wykończenie. Ale jest to blask subtelny, kontrolowany, niemalże elegancki. Na pewno nie są to tanie świecidełka! Co więcej zachwyca także pigmentacja - wystarczy jedno pociągnięcie, aby uzyskać idealną kreskę o pełnym kryciu i mocnym kolorze! WOW. Jest moc! :) 

Te malutkie i poręczne opakowania kryją w sobie 6,5 ml - niby nie jest to mało, dopóki nie zakochamy się w którymś z odcieni. Nie mam nic do zarzucenia aplikatorowi, którym jest malutki, zgrabny i odpowiednio elastyczny pędzelek. Wygodnie maluje się nim nawet cienką kreskę. Nie ufam jednak do końca tym plastikowym nakrętkom - niby wyglądają solidnie, a choć obchodzę się z kosmetykami jak z jajkiem, jedna z nich mi lekko pękła.


Mam kilka odcieni tych linerów i na pewno ochotę na więcej! 


01 - to śliczny błękit z nutą morskości, idealny na wiosnę i lato, ale nie tylko. Pięknie kontrastuje z ciepłymi brązami.

02 - to złoto idealne. Mocne, żółtawe, takie złotko złotko :) Fajnie prezentuje się jako dodatek do czarnej kreski.

04 - to jasna, całkiem soczysta i w miarę ciepła zieleń. Piękny, szalenie wiosenny odcień. 

16 - to bardzo elegancki grafitowy odcień, który spokojnie może zastąpić czarną kreskę na powiece.

18 - to mój faworyt, obłędny kobaltowy odcień. Takie niebieskości zawsze prezentują się świetnie!

19 - to cudowna, butelkowa zieleń. Jeśli jesteście fankami szmaragdowych odcieni, pokochacie także ten.

Trwałość jest w porządku, linery ładnie i w miarę szybko zasychają. W trakcie noszenia nie kruszą się, ani nie odbijają, ale nie są odporne na wodę. Choć prawdę mówiąc nie zauważyłam, żeby mi się rozmazywały, a skórę powiek mam tłustawą. Testy więc przeszły na piątkę z plusem!

Linery w regularnej cenie kosztują 13,90 zł za sztukę, jednak do końca stycznia kupicie je za jedyne 10,90 zł, a w gratisie dostaniecie specjalne, niedostępne w sprzedaży, szablony do rysowania kresek. Oczywiście kosmetyki Golden Rose znajdziecie nie tylko na ich stoiskach i w sklepach, ale także w oficjalnym sklepie internetowym marki. Ze swojej strony polecam gorąco przyjrzeć się tym produktom!


Znacie te eyelinery? Jak się Wam podobają odcienie? Macie swoje ulubione kolorowe linery? :)

Cukierasy! KOBO Professional Glass Shine smoothing lip gloss

$
0
0
Choć moda na matowe usta nie przemija, do łask powoli wracają błyszczyki i delikatne usta, muśnięte perłowym, półtransparentnym kolorem. Fanki błysku powinny być więc zadowolone! Jedna z moich ulubionych marek, KOBO Professional, wypuściła nową kolekcję słodkich jak diabli błyszczyków do ust Glass Shine smoothing lip gloss. Jeśli jesteście ich ciekawe, zapraszam do lektury!


Kolekcja zawiera w sobie 6 bardzo ładnych, naturalnych odcieni - mamy tutaj zarówno te delikatniejsze, jak też te nieco mocniejsze i bardziej soczyste. Błyszczyki te są w zasadzie półtransparentne, jednak niektóre z nich dają na ustach bardziej widoczny kolor niż inne. Wszystkie są perłowe, nie jakoś bardzo tandetnie, ale mają w sobie widoczne drobinki. Baza dla koloru i tych pięknych, delikatnych, śliczne migoczących drobinek, także należy do tych godnych uwagi - daje cudowny, mokry efekt, o gładkim, lustrzanym połysku.


A tak prezentują się wszystkie odcienie w akcji!


101 Glam Nude - to śliczny i bardzo uniwersalny odcień. Ma lekko beżowe zabarwienie, dzięki czemu trochę "uspokaja" naturalny kolor warg. Drobniutkie, subtelne drobinki o srebrnej i jasnoróżowej barwie dodają mu tylko uroku.


102 Frozen Tulip - to piękny, zgaszony róż wpadający trochę w fiolet i brąz. Na zdjęciu wyszedł nieco cieplej, w rzeczywistości jest chłodniejszy i bardziej "brudny". Ma w sobie cały ogrom dość dużych, srebrnych drobinek.


103 Desired Carmine - to dość najodważniejszy odcień z całej kolekcji, mocna różowa czerwień. zatopione w nim subtelne srebrne i różowe drobinki sprawiają, że błyszczyk prezentuje się jeszcze efektowniej. 



104 Ruby Cloud - to dość typowy różowy słodziak, czyli jasny (ale nie bardzo jasny), neutralny, ale jednocześnie całkiem soczysty róż. Ma w sobie delikatne, srebrne, różowe i złote drobinki.


105 Lechee Delight - to już jaśniejsza sztuka różu, w której widoczne są mocne wpływy brzoskwini. Również ma w sobie mnóstwo subtelnej drobiny w różnych odcieniach - od srebra, przez chłodny róż, aż po ten ciepły.


106 Coral Star - to wbrew pozorom delikatny odcień, bo ma w sobie mało pigmentu. To róż lekko wpadający w koral z mnóstwem migoczących na odcienie różu drobinek.


Na plus na pewno jest nie tylko efekt, jaki dają te produkty, ale także to, jak dobrze się noszą. W przeciwieństwie do wielu błyszczyków, a szczególnie równie gęstych jak te tutaj, Glass Shine nie sklejają ust i dają ustom niezwykle komfortowe uczucie. Oczywiście jak wszystkie inne kosmetyki tego typu, nie musimy się tutaj martwić o wysuszanie, a wręcz otrzymujemy lekkie nawilżenie skóry ust. Mają ładny zapach - lekko miodowy, ale w wersji cukierkowej. Trwałość jak na błyszczyki jest w porządku, lecz rzecz jasna warto jest mieć je zawsze pod ręką - dobrze, że ich aplikacja jest tak szybka i bezproblemowa.


Błyszczyki te kupicie tylko w Drogeriach Natura, za cenę 14,99 zł (za 9 ml produktu). Można się skusić! :)

Wpadł Wam w oko któryś z odcieni? Znacie te błyszczyki? Jakie są Wasze ulubione? :)

That gold is ALL

$
0
0
Jaki jest najlepszy sposób na złoto w makijażu? Zdecydowanie ten królewski - musi więc grać w nim główne skrzypce. Złoto w końcu lubi się panoszyć, onieśmielać i po prostu robić duże wrażenie. Ja na złoto kuszę się czasami, gdy mam ochotę na makijaż wyjątkowy, taki w stylu glamour. Zwykle stawiam na połączenie złota z brązami, czasem z zielenią czy fioletami, ale jako że dawno nie łączyłam go z czernią i szarościami, postanowiłam to zmienić.

Moim zamysłem było pobawić się złotym, metalicznym linerem, i jak zobaczycie poniżej, chyba mi się to udało. Namalowałam aż trzy złote kreski: pod brwią, tuż nad załamaniem oraz niemalże klasyczną, nad linią rzęs - ale tym razem w postaci podwójnej kreski. Tuż nad rzęsami znalazł się zaś piękny grafitowy liner, który idealnie skomponował mi się z czarno-szarym dymkiem, stanowiącym podstawę, czy też tło mejkapu oka. Złota nie oszczędziłam także dolnej powiece, gdzie wtarłam odrobinę tego zgaszonego, starego. Całość dopełniają odważne usta w kolorze winnym. Takie tam szaleństwo ;)

Na pewno nie jest to wyjściowy makijaż, z takimi nietypowymi krechami można wyjść co najwyżej na zwariowaną imprezę. Gdyby jednak odjąć dodatkowe zawijasy - mejkap staje się już bardziej klasyczny, co znaczy że nada się na więcej okazji. Można także zrezygnować z tak mocnych ust na rzecz nudziakowych i od razu całość staje się jeszcze spokojniejsza. Wszystko zależy od Was - to tylko makijaż i możecie go przecież swobodnie przekształcać ;)

Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu!


Użyłam: 
oczy/eyes: Golden Rose - eyeshadow primer, eyeshadow palette Smokey Eyes, Sexy Black mascara, Style Liner Metallic - 02, 16, Brow Styling Gel, My Secret Big Eye black pencil, Khol Kajal in Black, Ecolore highlighter Daylight, Makeup Geek eyeshadows - Gold Digger, Bleached Blonde, Maybelline Master Brow Pro Palette - Deep Brown, 
twarz/face: My Secret - Rice Matt Powder, Cream Camouflage, Face'n'Body Bronzing Powder, Matte Blur Effect foundation Shell KOBO - Matt Blush Palette, Illuminate Cover Stick, Ecolore highlighter Daylight,  
usta/lips: KOBO Matte Lips - Burned Ruby.

Jak Wam się podoba? Lubicie złoto w makijażu? :)

With love! Me, Myself & I by Indigo

$
0
0
Wychodzę z jakże trafnego założenia, że wszystko co kocie jest piękne! Tak więc nic dziwnego, że moje serce skradły lakiery typu "cat eye". Są to lakiery magnetyczne, które nałożone w tradycyjny sposób wyglądają jak cudne metaliki, zaś potraktowane odpowiednim magnesem, zyskują na efektowności i przypominają kocie oko. Efekt ten jest unikalny i wyjątkowo  piękny, żadne zdjęcia też nie oddają go w pełni, to zdecydowanie trzeba zobaczyć na żywo. Gdy zapłonęła moja wielka miłość to tego typu lakierów, a było to, gdy zobaczyłam na Instagramie Indigo zapowiedź kolekcji Cat Eye Gel Brush, zapragnęłam mieć w posiadaniu takie cudo. Mój wybór padł na dwa odcienie - szalenie piękną zieleń, którą pokazywałam Wam TUTAJ, oraz fiolet z nutą różu, boski Me, Myself & I.


Me, Myself & I to prześliczny oberżynowy odcień, który pod wpływem magnesu i kumulacji drobinek zamienia się w nieco chłodniejszy, jagodowy kolor z różowo-złotawym "oczkiem". W przeciwieństwie do zieleni, tutaj świetliste drobinki po użyciu magnesu, dalej są widoczne na całej powierzchni płytki. Jest to więc raczej zdobny lakier, świetnie wygląda solo lub jako akcent do spokojniejszego manicuru. Bardzo fajnie też wyglądają na takim tle przeróżne wzorki malowane art gelami albo stemple - wyobrażam sobie takie białe geometryczne, albo jakieś artystyczne kwiaty czy zawijasy. Wszystko jednak jeszcze przede mną!


Póki co postanowiłam tylko odrobinę przyozdobić ten koci manicure. Każdy z paznokci pomalowałam najpierw czarnym podkładem (Semilac Black Diamond), następnie bohaterem dzisiejszego posta - Me, Myself & I, z czego wszystkie prócz paznokcia małego palca potraktowałam magnesem. Jako że Walentynki zbliżają się wielkimi krokami, i choć ich nie obchodzę, tak wypadałoby pokazać Wam manicure, czy też samo zdobienie, które świetnie się wpisuje w to święto. U mnie zatem wylądował nieco kiczowaty akcent w postaci kropeczek i serduszek. Serduszko na paznokciu palca serdecznego to niemal "negative space", przynajmniej takie było moje założenie. Paznokieć obok już mocniej mi się podoba, zdobienie jest delikatniejsze i nawet fajnie wygląda ;). Ale to nie koniec serduszek, jeszcze jedno zmalowałam (z ciężkim trudem, jako że brak mi zdolności plastycznych) na paznokciu kciuka, i z tego właśnie serducha chyba jestem najmocniej zadowolona. Do wykonania tych drobnych zdobień użyłam świetnegoArt Gelu od Victoria Vynn w odcieniu 04 Creamy Amaranth.

Mam nadzieję, że manicure się Wam spodoba! :)


Jak Wam się podoba ten manicure? Lubicie efekt kociego oka? Macie jakieś godne polecenia lakiery tego typu? :)


Mango festival

$
0
0
Karnawał to nie tylko błysk, sypiący się brokat i ozdobne, migoczące cyrkonie, to także... gorące klimaty! W końcu, kiedy jak nie teraz, dać się ponieść kolorom? :)

Moja najnowsza propozycja to dość szalona mieszanka. Główną rolę oczywiście odgrywają oczy. Soczyste mango i mgiełkę ciepłej śliwki skontrastowałam z szafirem, a w gratisie przykleiłam gęste, efektowne sztuczne rzęsy. Całość oczywiście jest zmalowana w mojej ulubionej, dymkowej formie, szafirowa kreska zaś zachwyca metalicznym wykończeniem (tu oczywiście godny uwagi Golden Rose Style Liner Metallic w odcieniu nr 18 - więcej o tych produktach przeczytacie TUTAJ). Uwagę najmocniej na pewno zwraca ten cudowny, lekko opalizujący pyłek w pomarańczowym kolorze to jedna z nowości marki KOBO - Pure Pearl Pigment Hypnotic Mango. I cóż, jak widzicie, przepiękna z niego sztuka!

Chciałam, żeby cały ten makijaż uwodził miksem odważnych, wibrujących kolorów, dlatego też również usta podkreśliłam soczystym kolorem różu. Tu w roli głównej jedna z bardzo fajnych pomadek - My Secret I Love Matte Lips o nazwie Molly. Postaram się przybliżyć Wam niedługo wszystkie odcienie z tej kolekcji, bo na pewno świetnie się sprawdzą podczas nadchodzącej (miejmy nadzieję - szybko!) wiosny i lata. Nie wiem jak Wy, ale osobiście uwielbiam połączenie fuksji i mandarynki - żadne inne nie jest dla mnie tak świeże, energetyczne i po prostu piękne!

Mam nadzieję, że moja propozycja się Wam spodoba i zainspiruje Was do zabawy z kolorami! :)



Użyłam: 
oczy/eyes: 
KOBO Professional - eyeshadows, Pure Pearl Pigment 514 Hypnotic Mango, Golden Rose - Style Line Metallic 18, Sexy Black mascara, eyeshadow primer, Brow Styling Gel, My secret Big Eye black pencil, Khol Kajal Black, Maybelline Master Brow Pro Palette Deep Brown
twarz/face:
My Secret - Face'n'Body Bronzing Powder, Face Illuminator Powder Sparklinkg Beige, Matte Blur Effect foundation Shell,Cream Camouflage, Rice Matt Powder, KOBO - Illuminate Cover Stick, Brightener Matt Powder, Eveline All in one highlighter blush 01, 
usta/lips
My Secret I Love Matte Lips Molly.

Jak Wam się podoba taki energetyczny mix w makijażu? Skusiłybyście się? :))

Victoria Vynn - kolejny udany etap podróży z produktami marki!

$
0
0
Jakiś czas temu opowiadałam Wam o swoich pierwszych wrażeniach dotyczących produktów marki Victoria Vynn - lakierów hybrydowych, zarówno tych kolorowych, jak też bazy oraz topu, jak również wspomagaczy w płynnej postaci - cleanerów i removera, a także art geli. Dziś mam dla Was kolejną porcję opinii dotyczącej nowości tej marki. Opowiem Wam trochę o przepięknych nowych odcieniach, topie no wipe oraz pyłkach. Zapraszam do czytania :)


Z poprzedniego posta wiecie, że szalenie mocno przypadły mi do gustu lakiery Gel Polish Color, nic więc dziwnego że kolejne trzy kolory także mnie zachwyciły - zarówno pod względem jakości jak i właśnie odcieni. Dawno nie trafiłam na takie barwy wśród lakierów, które by mi się tak mocno podobały. Zresztą - spójrzcie tylko, czyż nie są cudowne? :)


Stand by me no 121

To przepiękny i oryginalny kolor - lekko zgaszony różany z nutą fioletu i cudownym, subtelnym różowo-złotawym shimmerem. Jest to chyba najładniejszy odcień w mojej kolekcji hybryd, a na pewno wśród róży. Świetnie prezentuje się solo, ale nie szkodzą mu także delikatne zdobienia. Bardzo fajnie współgra ze złotem - choćby lustrzanym pyłkiem z VV (o którym więcej za chwilę). *W rzeczywistości jest nieco chłodniejszy niż na zdjęciach.


Pearly Mauve no 122

To kolejny szalenie uwodzicielski i wyjątkowy odcień -  niesamowita mieszanka głębokiej, zgaszonej fioletowo-szarej bazy z dość mocnym, ciepłym złoto-miedzianym shimmerem. Wbrew pozorom kolor ten jest bardzo elegancki i gustowny. Sam w sobie jest wystarczająco ozdobny, dlatego genialnie wygląda solo, ale nie szkodzą mu lekkie połączenie czy drobne zdobienia. *Na żywo odcień jest trochę chłodniejszy i nie wpada tak w brąz ;)


Desert Kiss no 123

To kolejny nietypowy lakier. Tym razem mamy do czynienia z dość jasną bazą, przybrudzoną mieszanką szarości i chłodnego fioletu oraz malusieńką kapką jasnego różu. Także tutaj ozdobny dodatek stanowi bardzo delikatny, migotliwy shimmer w kolorze chłodnego różo-fioletu. Kolor ten fajnie się sprawdzi nie tylko zimą, ale i wiosną. Może też stanowić podkład pod niektóre zdobienia - choćby czarne wzorki czy cyrkonie. *Odcień ten również jest nieco chłodniejszy niż na zdjęciach.


TOP No Wipe

Może i jestem do tyłu, jeśli chodzi o zdobienie paznokci, ale pierwszy raz naocznie ("napaznokciowo"?) spotkałam się z topem no wipe, czyli topem, który nie wymaga przemywania, bo nie posiada warstwy dyspersyjnej. I cóż, faktycznie jest to bardzo wygodna sprawa, bo tuż po wyciągnięciu paznokci z lampy możemy od razu cieszyć się pięknym połyskiem. Jednak żeby to jakoś specjalnie odczuwalnie ułatwiało tworzenie manicuru, albo diametralnie skracało jego czas? Nie sądzę. Jednak top no wipe przydaje się przede wszystkim do niektórych pyłków - luster, kameleonów itp. A podczas aplikowania tych cudeniek, nie zauważyłam żadnych problemów. Na pewno ten top zasługuje na uwagę, tym bardziej, że w przeciwieństwie do innych marek - Victoria Vynn sprzedaje go po standardowej, takiej samej jak reszty topów, baz i lakierów, nie zawyżonej cenie.


DUST - pyłki, pyłeczki

Na koniec trochę błyskotek! Jedną z nowości marki są także pyłki. Mamy tutaj przeróżne cacka, od efektu lustra, holo, przez kameleony i syrenki. TUTAJ znajdziecie je wszystkie. Ja mam dwa z nich - efekt lustra i holograficzny brokat.


Mirror no 1

To oczywiście efekt lustra, czyli idealna, piękna tafla, cudownie odbijająca nie tylko światło ;) Ma świetny odcień, jest to takie chłodne, jaśniutkie złoto. Bardzo mi się podoba! Pyłek ten wciera się standardowo w top no wipe.


Holographic no 8

Któż z nas nie lubi błyskotek? Jeśli tak jak jak jesteście srokami, na pewno do gustu przypadnie Wam to cacko. Drobny, srebrny brokat mieniący się wszystkimi kolorami tęczy na pewno wygląda efektowne zarówno jako akcent, jak i zastosowany na wszystkich paznokciach. Ten pyłek nakłada się na zwykły top, można też się pobawić i posypując nieutwardzony jeszcze top uzyskać szalenie modny i piękny efekt szronu.


Gold Millionaire no 056

Ostatnia z perełek nie jest super nowością w ofercie, ale na pewno w mojej kolekcji. To typowy lakier ozdobny, który można jednak stosować wielorako. W przezroczystej bazie zanurzone są całkiem drobne, pięknie migoczące złote brokatowe drobinki. Złotko jest niby żółte, ale całkiem chłodne i szalenie ładne. Pełne krycie tego lakieru uzyskamy po ok. trzech warstwach, w mniejszej ilości stanowi świetny dodatek do kremowych kolorów.


Piękna to gromadka i na pewno godna uwagi. Uwielbiam te lakiery za świetne krycie, idealne rozprowadzanie się oraz przyjemną konsystencję. Na trwałość także nie narzekam, jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby te lakiery sprawiły mi jakiś zawód w tej kwestii. Z całego serducha polecam gorąco Wam je wypróbować!

Znacie markę Victoria Vynn? Jakie są Wasze doświadczenia z nią? Podobają Wam się moje nowe kolory hybryd? :)

Nowe kredki do oczu - My Secret Khol Kajal

$
0
0
Nie da się ukryć, że od pewnego czasu marka My Secret raczy nas samymi smakołykami. Jedną z nowości jest Khol Kajal Eyeliner w pięciu kolorach. Czy jednak te kredki się u mnie sprawdziły i czy warto je kupić, dowiecie się w dalszej części posta!


Te magiczne eyelinery to nic innego jak kolorowe kredki do oczu, które raczej tylko wyglądem mają przypominać tradycyjne kajale, nie są bowiem aż tak mocne. Jednak nie można im zarzucić kiepskiej pigmentacji, bo ta jest całkiem niezła. Choć prawdę mówiąc nie jest taka sama w przypadku wszystkich kolorów. A tych jest pięć - mamy tutaj standardową czerń i brąz oraz trzy bardziej odważne odcienie niebieskości i zieleni. Brakuje mi trochę w tym zestawieniu śliwki, ewentualnie grafitu. Niemniej jednak barwy są bardzo ładne i trafiły w mój gust!


Czerń wymaga kilku pociągnięć, żeby wydobyć całą jej głębię, jednak stanowi fajną bazę pod smoky. Brąz zaś jest dość nietypowy, bo całkiem jasny! Ma ładną, orzechową barwę i fajną pigmentację. Następny w kolejności jest granat, który zachwycił mnie odcieniem, ale zdecydowanie mógłby być mocniej nasycony. Zieleń okazała się zaś być raczej chłodna i dość intensywna, ma w sobie też odrobinę z perły, ale mimo to wygląda bardzo elegancko. Gwoździem programu jest zaś dla mnie ostatnia kredka - cudowna morskość, która zawróciła mi w głowie! Również ma w sobie delikatną perłę, ale praktycznie jej nie widać. Za to jej pigmentacja to cud, miód, orzeszki!


Co jak co, ale te kredki mają świetną konsystencję - bardzo dobrze rozprowadzają się na skórze i fajnie sprawdzają do podbijania cieni do powiek. Lubię też je stosować na linii wodnej - nie podrażniają oczu, a do tego w miarę dobrze się trzymają. Mały minus za to, że nie są wykręcane, ale w sumie wystarczy dobra temperówka i problem znika.

Poniżej turkusowa kredka w akcji - spójrzcie tylko, jak świetnie prezentuje się na linii wodnej!

Niska cena - 10,99 zł (2,2 g) za sztukę tylko zachęca do zakupu. Może nie są to super mocne kajale, ale na pewno godne uwagi kredki. Kupicie je tylko w Drogeriach Natura.


Macie te kredki? Jak Wam się podobają ich odcienie? :)

Tonący w czerwieni... makijaż na Walentynki

$
0
0
Walentynki oczywiście kojarzą mi się głównie z kiczem, toną serduszek i... czerwienią! Dlatego też właśnie na czerwień postawiłam tworząc dla Was propozycję walentynkowego makijażu. Czerwieni towarzyszy kapka różu - zarówno tego mocnego, jak i delikatniejszego. a także rzecz jasna kusząca nuta czerni.

Oczy zmalowałam w typowy dla siebie sposób. Chciałam stworzyć widoczny i mocny dymek, tak by odcienie borda, czerwieni oraz mocnego różuładnie się przenikały, ale były widoczne. Na żywo owszem udało mi się to osiągnąć, jednak zdjęcia niemal zlały wszystko w jedno. Wewnętrzne kąciki mocno rozświetliłam jasnym, metalicznym różem i przyozdobiłam przepięknym, migoczącym na chłodny róż pyłkiem. I jego niestety także nie widać. Pełnego glamouru makijażowi dodaje na pewno czerwono-czarna kreska i mocne sztuczne rzęsy. A w roli kiczowatych dodatków występują tutaj śliczne cyrkonie-serduszka w kolorze różowym i czerwonym rzecz jasna.

Jako uzupełnienie makijażu, na usta nałożyłam odpowiednią, pasującą szminkę. Jest to cudowna, lekko malinowa czerwień, która... dużo lepiej pasowała na żywo, nawet w sztucznym świetle, ale chyba aparat wyjątkowo mnie nie lubi, że płata mi takie figle ;) No nic, mam nadzieję, że mimo wszystko mejkap wygląda wystarczająco efektownie! Mnie na pewno takie jednokolorowe makijaże mocno się podobają i to nie jest ostatni mój wytwór tego typu.


Użyłam/I used: 
oczy/eyes:
Golden Rose - eyeshadow primer, Sexy Black mascara, Brow Styling Gel, Makeup Geek gel liner Poison, eyeshadows - Simply Marlena, Showtime, In the Spotlight, Bitten, Cupcake, KOBO Professional - Pure Pearl Pigment Cherry Sparks, red and black eyeshadow, My Secret High Shine eyeliner, Khol Kajal Black, hearts and false lashes from AliExpress, Maybelliner Master Brow pro palette Deep Brown,
twarz/face: 
KOBO - Face strobing Palette, Matte Blush Palette, Brightener Matt Powder, Illuminate Cover Stick, My Secret - Illuminator Powder Sparkling Beige, Rice Matt Powder, Matte Blur Effect 02 Shell, Cream Camouflage,
usta/lips: 
MOOV Lips Matter Euphoria.

A Wy na jaki makijaż stawiacie w Walentynki? Jakie mejkapy lubicie robić na randki? :)

Niesamowite pyłki KOBO Professional Pure Pearl Pigment - Magic Sparks, Cherry Sparks, Golden Sky, Hypnotic Mango

$
0
0
Jeśli interesujecie się makijażem to na pewno miałyście styczność z przepięknymi, duochromowymi pyłkami KOBO Professional. Niestety, najciekawsze odcienie, takie jak mięta, fiolet czy błękit należały do edycji limitowanej i póki co niestety nie wróciły do sprzedaży. W stałej kolekcji znajdują się za to śliczne pyłki w kolorze łososiowym, różowym, białym, srebrnym i złotym, a niedawno do sprzedaży trafiła dodatkowa, bardzo wyjątkowa czwórka!


Nowe pyłki różnią się nieco od tych klasycznych - tam mieliśmy dwa rodzaje, bardzo drobno zmielone duochromy oraz nieco grubsze, niemal brokatowe drobiny w jednym kolorze. Tym razem dwa pigmenty to opalizujące brokaty, jeden drobniutki duchrom oraz jeden delikatnie tylko "zmieniający" odcień kolor. Wszystkie jednak są wyjątkowe, efektowne i piękne!


Zmieniły się także opakowania, ze zwykłych i średnio atrakcyjnych słoiczków, przeobraziły się w profesjonalne i eleganckie. Tym mocniej mam nadzieję, że na tych czterech nowych pyłkach się nie skończy i gama kolorów i wykończeń będzie sukcesywnie powiększana.


Przejdźmy jednak do najważniejszego, mianowicie odcieni! Trzy z pyłków są dość subtelne i świetnie prezentują się w makijażu jako akcent, jeden z nich zaś to kolor wyjątkowo mocny i zwracający uwagę, który może być stosowany różnorako.

Od góry: Magic Sparks, Cherry Sparks, Golden Sky, Hypnotic Mango.


511 Magic Sparks - to przepiękny, brokatowy pyłek, z małymi drobinkami opalizującymi na brzoskwiniowo, różowo i złoto. Genialnie prezentuje się zaaplikowany na środek powieki czy kąciki wewnętrzne. Nadaje tej ujmującej iskierki makijażowi wieczorowemu.

W makijażu - na dolnej powiece odrobina Magic Sparks

512 Cherry Sparks - to kolejny brokatowy pyłek, tutaj jednak drobinki są nieco większe, cudownie opalizują na chłodny róż wpadający w fiolet i na srebro. Niezwykle pięknie migocze w sztucznym oświetleniu, genialnie prezentuje się w makijażu wieczorowym.

513 Golden Sky - to już bardzo drobno zmielony pigment, typowy dla KOBO, opalizujący na zielono. Zieleń to dość jasna, ale pośrednia - niezbyt chłodna, niekoniecznie ciepła. Cacko to świetnie wygląda w kącikach wewnętrznych, dodaje też wielowymiarowości każdemu makijażowi!

W makijażu - na górnej powiece Golden Sky, na dolnej odrobina Cherry Sparks

514 Hypnotic Mango - ostatni z odcieni to coś niesamowitego, tak pięknego pomarańczu jeszcze nie widziałam! Dla producenta to mango, dla mnie mandarynka - jak zwał tak zwał, jednak kolor ten jest cudowny i godny uwagi! Oryginalności dodaje mu nie tylko to, że jest niezwykle energetyczny, ale też bardzo delikatnie opalizuje na złotawo i różowawo - zauważyłam ten efekt dopiero w makijażu, niemniej jednak spodobał mi się. Polecam gorąco mu się przyjrzeć, takiego pomarańczowego koloru na pewno brakuje w Waszych kosmetyczkach!

W makijażu - w wewnętrznym kąciku Hypnotic Mango

Pyłki oczywiście są w formie sypkiej, dlatego są odrobinę "lotne". Świetnie jednak nabierają się na pędzle, a jeszcze lepiej przylegają do skóry. Łatwo je rozetrzeć, bez straty koloru czy smug. Dla podbicia ich mocny można nakładać je na specjalny żel do sypkich cieni i brokatów (np. ten z My Secret). Poniżej pokazuję Wam też jak prezentują się brokatowe pyłki solo, jak też nałożone na żel.


Jeden cudowny słoiczek kupicie za 16,99 zł (1,5 g), na pewno warto też polować na częste promocje w Drogeriach Natura. :) Osobiście gorąco polecam!

Jak Wam się podobają te pyłki? Używacie takich cacek w makijażu? Jakie pigmenty są Waszymi ulubionymi? :) 
Viewing all 275 articles
Browse latest View live