Quantcast
Channel: Gray maluje
Viewing all 275 articles
Browse latest View live

Rozgwieżdżone, chromowane i brokatem obsypane!

$
0
0
Tuż po fioletowo-różowej słodyczy, jaką ostatnio nosiłam na paznokciach (a którą możecie dokładnie obejrzeć w TYM poście), miałam ochotę na coś nieco bardziej... tajemniczego. A jak tajemnica to koniecznie ciemne i głębokie barwy. I odrobina błysku. Bardzo duża odrobina. :) Znacie mnie w końcu! Postawiłam więc na dość ozdobny manicure, pięknie migoczący w sztucznym świetle i promieniach słońca. Jest tu mnóstwo srebra, odrobina granatu i morskości.


Chciałam wypróbować w końcu ozdoby ze sklepu Born Pretty Store, tym razem poszły w ruch trzy produkty: holograficzne gwiazdki, srebrny brokat, oraz prześliczny błękitny pyłek Mermaid Effect. Do tego upolowany na AliExpresie srebrny (brudny i ciemny) pyłek Chrome Effect.

Zacznijmy od kciuka! Tutaj poszalałam totalnie i w sumie efekt podoba mi się najmocniej. Na czarny lakier (Semilac Black Diamond) wtarłam błękitną syrenkę, następnie wtopiłam zarówno srebrny brokat jak i gwiazdki.

Palec wskazujący to granatowy lakier (Semilac Blue Ink) oraz Victoria Vynn Top no wipe - na całą długość (i szerokość :D) paznokcia nałożyłam srebrny efekt chromu.

Środkowy pazur to już droga w stronę gwiazd, jako tło mamy tutaj granat (Semilac Blue Ink), jako ozdobę kilka holograficznych gwiazdek.

Paznokieć palca serdecznego to już czysty (gwiezdny?) obłęd - na morskim tle (Semilac Prussian Blue) mnóstwo gwiazdek!

Ostatni paznokieć to także morskość, która stanowi bazę pod gęsto posypany srebrny brokat.


Całość niesamowicie ozdobna, zwracająca uwagę i sprawiająca, że nie można się na ten manicure napatrzeć. Jednak mnie trochę irytowały owe gwiazdki, choć są piękne, nie wtopiłam ich zbyt dobrze, przez co lekko sterczały. Postanowiłam je "wyrzucić" i paznokcie palca środkowego i serdecznego przyozdobić jeszcze raz. W ruch poszedł chromowy pyłek, wtarty mniej więcej do połowy paznokcia oraz bardzo skąpo posypany brokat.

Po metamorfozie:


Użyłam:
baza: CHIODO Pro Base Strong,
top: Semilac Top, Victoria Vynn Top no wipe,
kolory: Semilac Prussian Blue 074, Semilac Blue Ink 088, Semilac Black Diamond 031,
ozdoby: Chrome Effect (AliExpress), Mermaid Effect (Born Pretty Store), holograficzne gwiazdki (Born Pretty Store), srebrny brokat (Born Pretty Store).


Mam nadzieję, że manicure się Wam podoba! Dajcie koniecznie znać w komentarzach, który z nich przypadł Wam mocniej do gustu, oraz co sądzicie o takich ozdobach. 


Takie trendy! Nowa kolekcja lakierów KOBO Professional

$
0
0
Już niedługo, jeszcze trochę, a śniegi stopnieją, słońce przestanie się chować za chmurami, zrobi się cieplej i przyjemniej - nastanie przedwiośnie. Dla mnie ten okres przejściowy między srogą zimą a wiosną jest jednym wielkim, głębokim oddechem, podczas którego nabieram nadziei na wytarte "nowe, lepsze jutro". Nie początek nowego roku, a właśnie przedwiośnie to mój czas na  przemyślenia, solidne postanowienia, a także duże plany związane z przyszłością. Trochę tu więc nostalgii, trochę wiary, z jednej strony czai się odrobina smutku za tym co było, a nie wróci, przez to, co się nie udało, z drugiej - pokrzepiająca nadzieja i pewne wyczekiwanie tego, co przyniesie jutro. Mam wrażenie, że w podobnym klimacie utrzymana jest nowa kolekcja lakierów do paznokci KOBO Professional Colour Trends.


Mamy tutaj zarówno odcienie spokojne, przybrudzone, szalenie uniwersalne, jak i ciemne, tajemnicze, oraz te nieco żywsze, "słoneczne". Niektóre z nich są delikatnie przyozdobione subtelnymi drobinkami, reszta to tradycyjne kremy. Wśród nich każdy więc znajdzie coś dla siebie, choć całość sprawia wrażenie dość zachowawczej. Z drugiej jednak strony, są to barwy szalenie modne i pożądane. Przyjrzyjmy się im bliżej!


62 Silky Nude
To prześliczny nudziak, jasny (ale nie bardzo jasny, nie tak znowu blisko mu do bieli) beżowy odcień z nutą kremu i różu. Ma kremowe wykończenie i niezłe krycie.

63 Golden Beige
To nieco cieplejszy beż, ale wciąż neutralny. Obok Silky Nude wygląda jakby miał w sobie więcej żółci, jednak solo także sprawia wrażenie, że ma coś w sobie z różu. Ale nie tylko to, także mnóstwo niesamowicie delikatnych, malutkich drobinek w kolorze złoto-różowym.

64 Rock Gray
To szarość wyjątkowa, bo jaśniutka i mocno wpadająca w błękit. Tego typu odcienie są ostatnio szalenie modne!

65 Lavender Touch
Jeden z moich faworytów. To piękny przybrudzony jagodowy fiolet z mnóstwem subtelnych drobinek w fioletowo-różowym kolorze. Ledwo co widać je na paznokciu.

66 Mauve Taupe
Kolejny odcień który wpadł mi w oko, to ładny brudasek - różowo-brązowo-czerwonawy. Uwielbiam takie kolory!


67 Chocolate Gleam
To niekoniecznie super ciemny brąz, neutralny z delikatnym złotym shimmerem. Niekoniecznie mi się podoba, po prostu nie przepadam za takimi barwami na swoich paznokciach.

68 Mistic Burgundy
Kolejny z lakierów już mocniej przypadł mi do gustu. To głęboki brąz wpadający w burgund z ciemnym, śliwkowym shimmerem.

69 Addicting Pink
Pierwszy z radośniejszych odcieni bardzo mi się spodobał. To ciepła, dośćżywa malina.

70 Charming Flamingo
Flaming zaś to niekoniecznie róż, bliżej mu do pomarańczu z koralowymi tonami.

71 Tempting Apricot
Ostatni z kolorów to nielubiany przeze mnie kolor jasnobrzoskwiniowy. Fankom takich barw na pewno się jednak spodoba.


Wszystkie mają dobre krycie, do uzyskania pełnego i mocnego koloru wystarczają dwie warstwy lakieru. Lakiery mają dość gęste, szerokie pędzelki idealne do dużej płytki - posiadaczki drobnych dłoni nie będą raczej jednak zadowolone.


Lakiery kosztują 9,99 zł (7 ml) za sztukę i kupić je można w Drogeriach Natura. Nie zawierają szkodliwych substancji takich jak toluen i formaldehyd.

Jak Wam się podoba ta kolekcja? Który z odcieni najmocniej wpadł Wam w oko? :)

Rudości i nudziaki, czyli nowe, szalenie modne cienie do powiek Sensique Top Color

$
0
0
Nie jest tajemnicą, że ostatnio w makijażu jako takim wielką furorę robią ciepłe odcienie. Im cieplejsze, bardziej rude i nietypowe - tym lepiej! Do tej pory dość trudno było znaleźć na polskim rynku szalenie modne ciepłe brązy i beże, czy też typowe miedzie i marchewki. Jednak od niedawna głównie za sprawą polskich marek (Inglot, KOBO Professional, HEAN) zaczęły się pojawiać takie oryginalne barwy i u nas. Ale to Sensique wygrało wraz z nową kolekcją cieni do powiek Top Color!


Kolekcja ta zawiera 12 cieni pojedynczych w fajnych i sympatycznych okrągłych opakowaniach. Znajdziemy tutaj kolory, które śmiało mogą się nazwać najbardziej trendy. Są tu więc zarówno kremy, przeróżne beże, ciemny czekoladowy brąz, jak i... szalenie piękne, żywe i wyjątkowe rudości. I to właśnie one stanowią duszę tej gromadki, i na pewno dla nich warto się skusić!


Poniżej cienie ułożone są w kolejności, od lewej: 201 Beige, 202 Russet, 203 Copper, 204 Pearl Beige, 205 Terracotta, 206 Siena, 207 Ivory, 208 Cool Brown, 209 Dark Chocolate, 210 Lunar, 211 Rose Champagne, 212 Pearl Brown.


Obowiązkowe zbliżenie na swatche!


201 Beige - to jasny, matowy krem o fajnej pigmentacji i niezłym kryciu. Sprawdza się do wyrównywania kolorytu powieki, rozjaśniania vel. rozświetlania oka, jak też do korygowania roztarcia. Ma dość suchą nieco pylącą konsystencję, mimo to całkiem nieźle się z nim pracuje.

202 Russet- to przepiękny, unikalny odcień, ciepłe połączenie rudości, brązu i różu. Ma w sobie odrobinę subtelnego, perłowego połysku. Pigmentacja na piątkę z plusem!

203 Copper - to kolejna wariacja na temat rudości, tym razem z nieco mniejszą domieszką brązu, lekko przytłumiona, o delikatnym, satynowym wykończeniu. Pigmentacja jest super, konsystencja też jest nieco bardziej zbita i bardziej kremowa, choć cień może się lekko osypywać podczas nakładania.

204 Pearl Beige - to kolejny kremowy odcień, tym raze w wersji z połyskiem - ładnym satynowym wykończeniem oraz dobrą pigmentacją. Taki cień świetnie się sprawdza do rozświetlania oka.

205 Terracotta- to mój kolejny faworyt. Bardzo fajny średni beż w macie o ciepławej tonacji, idealny do podkreślania załamania, albo stosowania na całą powiekę. Ma świetną pigmentację, dobrze się rozciera, choć jego konsystencja też jak w przypadku Beige jest dość sucha.

206 Siena - to niekwestionowany hit tej kolekcji. Idealna, przepiękna i szalenie mocna rudość. Lekko przydymiona, co sprawia, że staje się bardziej "nośna". Ma świetną pigmentację, ale jako że jest to mat, to również należy do tych suchych, osypujących się cieni.

207 Ivory - to kolejny cień, który bardzo mi się spodobał. Jaśniutki krem, idealna kość słoniowa z delikatną nutą rozświetlenia w postaci miniminimini drobinek. Cudowny odcień! Pigmentacja jest dobra, a cień o dziwo nie jest tak suchy jak reszta matowych i półmatowych braci.

208 Cool Brown - to znów fajny i całkiem nietypowy odcień. Jasny, chłodny brąz z dawką oliwki i także takim delikatnie rozświetlającym wykończeniem jak poprzednik. Świetna pigmentacja i całkiem przyjemna konsystencja działają tylko na plus.

209 Dark Chocolate - to piękny brąz, ciemny, głęboki i chłodny (bez żadnych naleciałości). Oczywiście do przyciemniania czy malowania smoky eye jest jak znalazł. Ma fajną pigmentację, ładnie się rozciera, ale jako że jest to mat i tak jak jego bracia ma nieco suchą konsystencję, potrafi się osypywac podczas nakładania.

210 Lunar- to bardzo niepozorny, ale równie piękny odcień. Jasny szary beż, czy tam greige - jak kto woli. Jest niezwykle subtelny, wydaje mi się, że choć pigmentację całkiem przyzwoitą, to krycie należy do tych lżejszych. Ma satynowe, nieco mocniej świetliste wykończenie. Cudowny z niego gagatek!

211 Rose Champagne- ten odcień pokocha wiele z Was. To prześliczny szampański kolor z dużą nutą ciepłego różu. Ma perłowe, eleganckie wykończenie i niezłą pigmentację. Potrafi się jednak nieco kruszyć, pomimo dość kremowej konsystencji.

212 Pearl Brown - to bardzo ciepły brąz, który silnie wpada w rudości. Ma perłowe wykończenie i fajną pigmentację.

I jeszcze małe porównanie podobnych do siebie odcieni ;)


Jak więc widzicie, jeśli chodzi o stronę techniczną, cienie się między trochę różnią. Maty są suche, kruszące się, zaś perły i pozostałe błyskotki mają nieco bardziej przyjemną konsystencję. Jednak wszystkie łączyświetna pigmentacja! Warto pozbyć się nadmiaru cienia z pędzla przed zaaplikowaniem go na powiekę, unikniemy wtedy nieestetycznych plam na policzkach. Nie mam nic im do zarzucenia jeśli chodzi o rozcieranie - łanie się blendują, nie znikają i nie robią plam. Ale jeśli chodzi o budowanie ich na powiece, czy zakrywanie nimi innych kolorów, to z tym może być już problem. Warto nakładać je na bazę pod cienie, która będzie trzymać je w ryzach i podbije ich (już i tak całkiem dobrą) intensywność. Jednak za taką cenę (9,99 zł za 2,3 g) nie ma się co nawet zastanawiać i jeśli tylko podobają się Wam odcienie - lećcie je kupić! Oczywiście dostaniecie je tylko w Drogeriach Natura.


Jak Wam się podobają te odcienie? Lubicie tak ciepłe kolory na powiekach? Macie już te cienie, jak się u Was spisują? :)


Golden Rose Eyeshadow Primer - idealna baza pod cienie?

$
0
0
Baza pod cienie to niekwestionowana podstawa każdego makijażu oka. Szczególnie gdy mamy do czynienia z trudną powieką - tłustą, opadającą, pomarszczoną. Odkąd zaczęłam interesować się mejkapem na całego, nie potrafię się obyć bez tego produktu. Testowałam ich niezłą już gromadkę, spośród której mam swoich ulubieńców, jednak nadal nie znalazłam stuprocentowego ideału. Gdy zobaczyłam nowość marki Golden Rose, bazę pod cienie w zgrabnej tubce, przez głowę przeszła mi myśl, że może to jest właśnie ta baza, której szukam od paru lat. Jednak czy na pewno się u mnie sprawdziła? Cóż, tego dowiecie się w dalszej części posta!


Pierwsze, co zwraca uwagę, to na pewno opakowanie, które nie bez powodu kojarzy się z higieną. Tutaj bowiem nie musimy maczać pędzelka/patyczka/palca w pojemniczku z produktem, a wyciskamy świeżutki z tubki. A wyciskamy właśnie przez taki malutki "aplikator", który świetnie się sprawdza do kontrolowania ilości wydobywanego produktu, który bądź co bądź jest dzięki temu mniej narażony na wyschnięcie. Ten zaś należy do dość wydajnych. Niewielka ilość bazy wystarcza do pokrycia całej powieki. Ma ciekawą, nieco rzadką konsystencję, półprzezroczystą (delikatnie zabarwioną na beżowo) i ewidentnie silikonową. Świetnie się rozprowadza i ładnie wygładza skórę. Jednak tuż po nałożeniu warto od razu ją zagruntować, bo super szybko i złośliwie potrafi osadzić się w załamaniach skóry. Mam wrażenie, że do końca nie zastyga, jest cały czas lepka, dlatego utrwalenie jej pudrem jest obowiązkowym punktem - dzięki niemu unikniemy plam i nierówności. Okej, jak już bazę pokryjemy czy to cienką warstwą pudru (np. transparentnego) czy też cielistym cieniem, następne cienie dobrze się "ślizgają" po skórze,łatwiej blendują i lepiej aplikują. Zobaczycie na poniższych próbach, że baza ładnie podbija ich kolor, wzmacnia intensywność, nadaje wyrazistości. W tej kwestii więc sprawdza się wspaniale!


Schody zaczynają się przy okazji trwałości. Z początku wydawało mi się, że baza świetnie trzyma cienie w ryzach. Jednak dla pewności robiłam makijaże przy użyciu cieni różnych marek, takich, które w połączenie z innymi bazami wytrzymywały na powiekach cały dzień. Tutaj niestety muszę przyznać, że nie wszystkie cienie wraz z tą bazą "dają radę". Część z nich nie trzyma się zbyt dobrze powieki/bazy, delikatnie blednie, ale co gorsza "wyciera się" z załamania powieki, czyli z miejsca, gdzie skóra najintensywniej pracuje. Może to wina moich opadających powiek, może tego, że moja skóra tam nie należy do najbardziej tolerancyjnych, ale inne bazy dają radę, więc czemu nie ta? Winy szukam w konsystencji, jest zbyt silikonowa, zbyt tłustawa. Wydaje mi się więc, że produkt ten dużo lepiej sprawdzi się na mniej problematycznych powiekach, jako baza do wygładzania skóry, wspomagania blendowania i podbijania kolorów. Według mnie nie sprawdzi się na bardziej wymagających powiekach, takich jak moje - nie przetrzyma też zapewne upałów czy większego wysiłku fizycznego. A szkoda, tak wielkie pokładałam w niej nadzieje.


Moja opinia jednak nie jest żadnym wyrokiem ostatecznym. Możliwe, że baza u Was sprawdzi się rewelacyjnie! Na pewno warto ją wypróbować, bo jest lekka, ciekawa i... higieniczna! A do tego rzecz jasna tania - mamy w końcu do czynienia z bardzo dostępną marką. Bazę kupicie w sklepie internetowym Golden Rose TUTAJ, albo w ich sklepach stacjonarnych czy na stoiskach, a także w wielu, wielu innych miejscach. Kosztuje jedynie 16,90 zł a ma w sobie aż 11 ml produktu. Przekonajcie się więc same, czy u Was "da radę"! :)

Znacie tę bazę pod cienie? Jak się u Was spisuje? Jakie są Wasze ulubione bazy? A może nie używacie ich wcale? Dajcie znać w komentarzach! 


Soft and chic - manicure hybrydowy

$
0
0
Długo wyczekiwana, upragniona, ciepła i radosna... wiosna! w końcu do nas zawitała. A przynajmniej świetnie jej wychodzi anonsowanie się ;) Jako że słońca coraz więcej, nabieram chęci na lżejsze, weselsze barwy. Dlatego na moich paznokciach po ostatnich ciemnych, gwiezdnych podrygach, pojawiły się odcienie różu, kremu oraz złota w dość subtelnym i wdzięcznym zestawieniu. Taki manicure aż chce się nosić!


Zaczęłam od malowania i zdobienia kciuka, na którym jak baza wylądował przepiękny odcień ciemnego, nieco brudnego różu z fioletową domieszką - Victoria Vynn Stand by me. Ogromnie trudno mi jest uchwycić właściwą barwę tego cuda, ale zapewniam Was, że jest to jeden z najpiękniejszych lakierów, jakie widziałam. Więcej o nim TUTAJ. Miałam ochotę także wypróbować w końcu stemplowanie. Dostałam od Born Pretty Storeśliczną blaszkę z graficznymi stemplami, które dają naprawdę genialny efekt! Ale u innych. Ja niestety porwałam się z motyką na słońce, nie mają większego doświadczenia w odbijaniu stempli, męczyłam się naprawdę długo żeby w miarę równo je odbić. Zdecydowanie to przekracza moje obecne możliwości - następnym razem postawię na bardziej zróżnicowany wzorek, który można odbić... jakkolwiek ;) Oczywiście postemplowałam na biało - aby po pierwsze, manicure nabrał świeżości, a po drugie, dlatego, że mam na razie tylko jeden typowy lakier do stempli. Paznokieć palca wskazującego to także róż Stand by me, ale tym razem solo, bez udziwnień.


Kolejny pazur potraktowałam lakierem, który jak może pamiętacie, zrobił mi niemałą niespodziankę - Classic Nude (Semilac). I cóż, został jednak ze mną i bardzo się z tego powodu cieszę. W końcu na paznokciach wygląda pięknie, elegancko i jednocześnie dziewczęco. Tutaj potraktowałam go malutkim stemplem. Fajny z nich duet, prawda? ;)


Następny w kolejce jest odcień, który zawładnął moim sercem i nie mogę się na niego napatrzeć. Niby zwykły, jakiś taki niepozorny. To przepiękna kość słoniowa Ivory Cream od Semilaca, czy jak kto woli - złamana biel albo krem. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! 


Ostatni z paznokci to malutki, błyszczący akcent, który miał przyozdobić cały manicure i dodać mu zalotności. Na krem wtarłam lustrzany pyłek w kolorze chłodnego, przegenialnego złota - Victoria Vynn Mirror Effect. Tutaj również jest miłość! 


Więc jak widzicie, cały ten manicure, zarówno w całości jak i we fragmentach - kocham miłością szczerą! Mam nadzieję, że Wam też się spodoba :)


Użyłam:
baza - CHIODO Pro Base Strong,
top - Semilac, Victoria Vynn Top no wipe, 
kolory - Victoria Vynn Stand by me 121, Semilac Classic Nude 004, Semilac Ivory Cream 155,
pyłek - Victoria Vynn Mirror Effect,
stemple - Born Pretty Store, biały lakier do stempli KADS.


Lubicie takie kolory na paznokciach? Jakie barwy obecnie nosicie? :)

Warm and calm makeup

$
0
0
Wiosna niemal w pełni, a ja tymczasem skłaniam się ku spokojniejszym kolorom. Moje serce zawładnęły subtelne róże, takie jak w ostatnim manicurze, ale też odrodziła się miłość do nudziaków w makijażu. W końcu co jak co, ale nie ma bardziej uniwersalnych odcieni niż właśnie kremy, beże czy brązy. Każdy znajdzie też wśród nich idealne dla siebie!

Sporo nowości zDrogerii Natura trafiło w moje łapki (podejrzeć je zawsze możecie na moim Instagramie), postanowiłam więc zrobić z ich udziałem dość lekki (jak na mnie) makijaż, zachowany w ciepłej tonacji. W bardzo ciepłej tonacji! W końcu nowe cienie Sensique Top Color kuszą rudościami, miedziami i ciepłymi beżami. Nie sposób im nie ulec! Tak ciepłe i typowe dla mnie oko, przyozdobiłam czarną kreską (KOBO Liquid Liner). Usta podkreśliłam cudowną pomadką, miksem beżu i brązu z delikatną nutą różu, która sprawia, że odcień jest jeszcze bardziej twarzowy. To jeden z nowych kolorów pomadek KOBO Colour Trends - boski Crushed Berries. Na policzkach także wylądowały nowe produkty. Mocno ujął mnie róż w zgaszonym, brudnym odcieniu różu - My Secret Dusty Rosy oraz jeden z trzech fajnych rozświetlaczy Sensique - śliczny kremowo-złotawy Love.

Dla mnie jest to zwykły makijaż dzienny, na który mogę sobie pozwolić, gdy mam odrobinę więcej czasu. Jeśli mi go brakuje - maluję szybki, często jednokolorowy dymek, albo samą kreskę. Raczej nie stawiam akcentu tylko i wyłącznie na usta, bo niestety nie mogę się pochwalić dużymi, pełnymi wargami, ale cóż począć ;)


Użyłam/I used: 
oczy/eyes:
Sensique Top Color eyeshadows - 201 Beige, 202 Russet, 204 Pearl Beige, 205 Terracotta, 206 Siena, 209 Dark Chocolate, 211 Rose Champagne, KOBO Professional: Smoky Eyes Pencil  2 Heban, Liquid Liner, Golden Rose Eyeshadow Primer, Brow Styling Gel, Maybelline Master Brow pro palette - Deep Brown, Rimmel Volume Shake mascara, 
twarz/face:
Sensique Strobe Lighting highlighter: 201 Love, My Secret: Blusher - 104 Dusty Rosy,  Matte Bluer Effect foundation - Shell, Face'n'Body Bronzing Powder, Rice Matt Powder, KOBO: Ideal Cream Camouflage - Ivory, Illuminate Cover Stick, 
usta/lips: 
KOBO Colour Trends 313 Crushed Berries.

Przy okazji zapraszam Was serdecznie na mój Instagram oraz stronę na Facebooku, gdzie możecie wygrać wejściówki na Beauty Forum! Szanse są duże, więc jeśli jeszcze nie zakupiłyście biletów, a bardzo chcecie pojawić się na targach - nie krępujcie się :)


A Wy jakie kolory nosicie w makijażu na co dzień? :)

Maybelline Master Brow pro palette - Deep Brown

$
0
0
Podkreślone brwi w dalszym ciągu nie wychodzą z mody. I choć malujemy je obecnie nieco delikatniej niż jeszcze kilka lat temu, tak nadal są one dość dobrze widoczne i stanowią podstawę każdego makijażu. W tej chwili na rynku mamy naprawdę szeroki wybór kosmetyków do brwi - od różnego rodzaju cieni, przez pomady, aż po żele i koloryzujące maskary, a nawet specjalne linery. Z odcieniami też jest coraz lepiej, choć cały czas największy asortyment stanowią odcienie brązu. Ostatnio zaczęłam doceniać pomady do brwi, i choć nadal nie po drodze mi z największymi hitami (Inglot, ABH), to moja miłość do tego typu produktu rośnie. Bowiem pomady wyglądają na brwiach zdecydowanie bardziej naturalnie, fajnie zarysowują ich kształt, wypełniają je są bardzo trwałe. Oczywiście swojego długoletniego romansu z cieniem do brwi nie mam zamiaru przerywać, ale skoki w bok... czemu nie? Ostatnio mam przyjemność obcowania z jedną z nowości na rynku, paletką do brwi Maybelline Master Brow pro palette, która zaspokaja moje potrzeby zarówno jeśli chodzi o pomadę, jak i cień do brwi, a do tego posiada w sobie jeszcze śliczny kremowy cień rozświetlający idealny pod brew. Brzmi fajnie? A jakże!


Mój odcień to Deep Brown, i faktycznie zarówno pomada jak i cień do brwi mają dość głęboki odcień brązu. Oba należą raczej do tych neutralnych, ale pomada jest ciut cieplejsza, ma w sobie więcej żółtych tonów, natomiast cień jest nieco ciemniejszy i chłodniejszy, choć nie wpada w szarość. Na zdjęciach jednak, zarówno tych produktu, jak i efektu na brwiach, nie wiedzieć czemu, odcienie te wpadają u mnie mocno w oliwkę. Uprzedzam więc - tak nie jest, brązy są bardziej neutralne, nie są tak zielone, na żywo prezentują się o niebo lepiej!


Pomada ma fajną konsystencję, jednocześnie jest dość zbita i gęsta, ale nabiera się na pędzelek bardzo dobrze! Ma średnią pigmentację, co zdecydowanie działa na jej plus - dzięki temu można za jej pomocą idealnie wypełnić brwi nie tworząc przerysowanego efektu. Nie zauważyłam, żeby kiedykolwiek tworzyła mi na skórze grudki, smugi czy inne nierówności. Świetnie też się trzyma - nie straszne jej pot czy deszcz.

Cień ma bardzo dobrą pigmentację i należy do tych matów o nieco satynowym obliczu. Mnie to odpowiada, nie lubię bowiem pełnego matu na brwiach, wygląda to dla mnie nienaturalnie. Po zetknięciu ze sztywnym włosiem pędzla może się odrobinę kruszyć, jednak podczas aplikacji w ogóle się nie osypuje, rozprowadza się równomiernie i bez zarzutu. Zwykle tego cienia używam w duecie z pomadą - podkreślam nim dolną linię brwi i nieco też jej końcówkę.

Ostatni z produktów w tej paletce to bardzo uniwersalny, satynowy cielak. Mam wrażenie, że wpada delikatnie w róż, ale na skórze wygląda bardzo ładnie! Fajnie się sprawdza do rozświetlania powieki - w kącikach wewnętrznych jak i pod brwią, ale można nim też potraktować całą powiekę, a nawet użyć go jako rozświetlacza! Takie kolory lubię bardzo, bowiem często się z nich korzysta i naprawdę się przydają.


Na plus zasługuje na pewno też to, że paletka posiada malutki, dwustronny, skośny pędzelek wykonany z dość sztywnego (ale elastycznego), sztucznego włosia. Zwykle tego typu akcesoria nadają się jedynie do śmieci, ten jednak spisuje się całkiem dobrze! Choć jeśli miałabym się czepiać na całego, powiedziałabym, że mógłby być nieco bardziej precyzyjny.

Poniżej zobaczycie jak paletka i poszczególne produkty nakładane po kolei, prezentują się na moich brwiach.


1. Brwi bez niczego ;)
2. Pomada w akcji - podkreślam nią całe brwi, wypełniam je i nadaję im wstępny zarys.
3. Cieniem podkreślam dolną linię brwi i delikatnie przyciemniam ich końcówkę.
4. Kremowym, satynowym cieniem rozświetlam delikatnie miejsce pod brwią.

Paletka spisuje się więc bardzo dobrze! Jestem z niej na tyle zadowolona, że z chęcią sięgam po nią niemal codziennie. Na pewno na plus działa też to, że jest bardzo poręczna i wygodnie się jej używa. Cena tej paletki to ok. 30 zł (choć głowy za to nie dam), a od kwietnia będzie ją można kupić w sieci Rossmann.

Ze swojej strony polecam! Paletka jest dobra jakościowo, wydajna, a co więcej pomada nie wysycha na wiór. Takie kompaktowe trio przyda się na pewno każdej z Was ;)

Jak Wam się podoba ta paletka? Skusiłybyście się na nią? Jakie są Wasze ulubione produkty do podkreślania brwi? :)

Promyk słońca - KOBO Illuminating Powder Palette

$
0
0
Nie jestem wielką fanką ocieplania i opalania twarzy. Może dlatego, że większość brązerów tego typu wygląda na mnie i moim bladym licu dość ceglaście i za nic nie przypomina to naturalnej opalenizny. Wyobraźcie więc sobie białą twarz pokrytą pomarańczowymi plamami - nie wygląda to zbyt dobrze, prawda? Ostatnio w moje ręce wpadł pewien paseczkowy puder rozświetlający, który jednak w praktyce okazał się być dla mnie subtelnym, słonecznym, pięknym i połyskliwym... brązerem ;) Mowa o KOBO Professional Illuminating Powder Palette.


Paletka to małe kwadratowe cacko (wielkości innych produktów do twarzy marki) zawierająca w sobie sprasowany puder z pięcioma, ułożonymi w paseczki odcieniami. Mamy tutaj śliczny, ciepły róż, jasny cieplutki brąz, nieco ciemniejszy brąz, ale tylko odrobinę chłodniejszy od poprzedniego, jasny beż i bananowy. Zmieszane tworzą dość jasny, złocisty brąz przypominający nadmorską opaleniznę. Pigmentacja niby jest dobra, ale to nie jest kosmetyk, który daje mocny i super kryjący kolor, raczej jest on lekki i pięknie daje się rozblendować. Jest to produkt rozświetlający, nie jest to jednak typowa satyna, ani też połysk przypominający taflę - tutaj, jeśli się dobrze przyjrzymy, widać malutkie, migoczące drobinki, które nadają skórze bardzo świeży, promienny efekt.


Okej, jest to więc dość ciepły (i na miarę mojego bladego lica także ciemny) puder, nieco złocisty, a na dodatek nie brakuje mu błysku... Jak więc go używam? Tradycyjnie jako puder brązujący - podkreślam nim policzki, owal twarzy, nos. Sprawdza się u mnie wtedy, kiedy chcę dodać sobie odrobinę koloru, a jednocześnie delikatnie wykonturować (choć wiadomo, że tutaj efekt nie będzie tak dobry, jakbym użyła chłodnego odcienia brązu). Nie potrzebuję już też używać różu do policzków. Na mojej cerze kolor jest dość widoczny, ale zaobserwowałam też, że pigment pięknie się rozciera, nie tworzy plam i wygląda całkiem przyzwoicie. Nie taki więc straszny tej Illuminating Powder jak mi się z początku wydawało ;)


Tę śliczną mozaikę kupicie w Drogeriach Natura za 24,99 zł (za 8 gram produktu).

Lubicie tego typu produkty do makijażu? Używacie brązerów do opalania/ocieplania twarzy? :)



Purpura i groszki z CHIODO

$
0
0
Purpura nie bez powodu jest królewską barwą. Poza całą kwestią jej dawnego "tworzenia", jest także oczywiście strona wizualna - purpura jest po prostu boska i "robi wrażenie"! To jeden z tych kolorów, które zapierają dech w piersiach, szczególnie w intensywnej odsłonie. I manicure właśnie z taką obłędną purpurą Wam dziś zademonstruję.

Nie mogło być inaczej - ten niezwykły, mocny fiolet z nutą fuksji po prostu musiał znaleźć się na pierwszym planie, czy też na większości paznokci. Dla ozdoby na paznokciu palca serdecznego czarne tło przyozdobiłam brokatowymi groszkami w kolorze złotym i różowym.


Glitter pochodzi oczywiście z największej kopalni takich cacek, mianowicie z AliExpress, natomiast lakiery, które Wam tu niecnie pokazuję to, jak się pewnie domyślacie po tytule, lakiery hybrydowe CHIODO Pro nr 113 Purple z klasycznej serii CHIODO na pewno jest odcieniem wyjątkowym i takim, który warto mieć. Odkąd pomalowałam nim paznokcie nie mogę się na nie napatrzeć! Co więcej, kolor ten jest swego rodzaju kameleonem - mam wrażenie, że w każdym świetle wygląda nieco inaczej. W sztucznym, ciemnym na paznokciach mam głęboki fiolet, w mocniejszym sztucznym świetle (np. przy lampie jak na zdjęciach poniżej) fiolet ten jest już lekko rażący, za to w świetle dziennym w tym kolorze dostrzegam (i jak widać mój aparat również) nieco więcej fuksji. Magia? :)

Purple należy do tych całkiem gęstych i świetnie kryjących lakierów. Pomimo faktu, że nie jest tak rzadki, jak inne produkty, do których się przyzwyczaiłam, świetnie mi się nim malowało - bez smug, bez bąbelków, bez nierówności. Chciałam jednak wzmocnić jeszcze bardziej jego barwę, dlatego na paznokciach prezentują się dwie warstwy.


Black Clasic* nr 045, czyli tło dla moich pięknych groszków, to oczywiście całkiem zwykła czerń, która okazała się być niezwykłą pod względem zachowania. Przyzwyczajona do Semilacowej czerni, która była szalenie kryjąca i mocna, ale przez to też potrafiła źle się utwardzać, schodzić z paznokcia etc., byłam zaskoczona trochę tym, że aby uzyskać za pomocą Black Clasic mocny kolor, potrzebowałam dwóch warstw lakieru.  Ale ale, lakier dzięki temu świetnie się nakłada, nie ściąga się, nie marszczy i bardzo dobrze utwardza. Nie mam mu więc zupełnie za złe tej dodatkowej warstewki.
*Tak, nazwa o dziwo jest właściwa ;)


To nie koniec produktów CHIODO, bowiem jako bazy użyłam swojej kochanej Base Strong, którą również nadbudowuję nieco paznokieć i tworzę mini apeksik, a ten piękny połysk to zasługa Top Effect, czyli lekkiego, fajnego, dość rzadkiego topu nie wymagającego przemywania. Myślę, że się polubimy i zostanie ze mną na dłużej.


Muszę przyznać, że choć ten manicure nie należy do szalenie wybitnych, jeśli chodzi o zdobienie, bardzo mi się podoba! I na pewno z przyjemnością będę go nosić. Mam nadzieję, że i Wam się spodoba ;).

Lubicie fiolety na paznokciach? Nosicie czasem tak intensywny manicure? Znacie hybrydy CHIODO? :)


KOBO Professional złota kolekcja pomadek Matte Lips - Burned Ruby, Smoked Wood, Your Freedom, Walk of Fame, Rose Desert

$
0
0
Idealna pomadka na co dzień, która nie tylko podkreśla naszą urodę jednocześnie nie rzucając się w oczy, a do tego świetnie się nosi? Brzmi jak definicja kosmetycznego świętego Graala, prawda? :) Na szczęście takie produkty do ust są dostępne na wyciągnięcie ręki - bliżej niż sądzicie! Zapraszam na pieść pochwalną... eee opowieść o świetnych szminkach, które skradły moje serce. Cudowna, złota kolekcja pomadek KOBO Professional Matte Lips.


Matte Lips to jedne z moich ulubionych pomadek do ust, poprzednie kolekcje (zarówno jak i ) w tym ślicznych, kwiecistych opakowaniach lubiłam mocno. Z nich pozostały na tę chwilę niektóre odcienie, do których to niedawno dołączyły trzy nowe, a cała gama Matte Lips zyskała nowe, magnetyczne opakowania. Jednak to właśnie niedawna, wyjątkowa edycja, zamknięty w cudownych, złotych magnetycznych opakowaniach, ujęła mnie najmocniej. W końcu zawiera w sobie przepiękne odcienie, wyjątkowo mocno przeze mnie lubiane - zgaszone, szarawe, różowawe... z jednym małym wyjątkiem ;) Kolekcja bowiem liczy sobie 5 odcieni, z czego właściwie 4 to bardzo dzienne kolory, można je na upartego nazwać nudziakami.


Przyjrzyjmy się im bliżej!

Burned Ruby 413
To piękny, bardzo elegancki i jednocześnie dość odważny odcień. Cudowny rubinowy, czyli ciemna głęboka czerwień mocno podszyta maliną. W rzeczywistości nieco ciemniejsza niż na zdjęciach. Optycznie wybiela zęby i sprawdza się genialnie w makijażu wieczorowym i nie tylko. Ja jednak nie noszę tej pomadki zbyt często, ale tylko dlatego, że jestem nieszczęśliwą posiadaczką małych ust - inaczej nosiłabym ją codziennie!



Smoked Wood 414
To jeden z moich ulubieńców! Bardzo nietypowy odcień - połączenie brązu, różu i szarości, które na moich ustach i przy mojej bladej cerze wygląda zadziwiająco dobrze.




Your Freedom 415
Dla mnie to idealny różany odcień, delikatnie przybrudzony i lekko zgaszony. Na ustach wygląda niezwykle kobieco!



Walk of Fame 416
To kolejny lekko zgaszony róż,któremu jednak nieco bliżej do koralu. Na pewno będę częściej sięgać po ten odcień wiosną i latem.



Rose Desert 417
Kolejny ulubieniec, na moich ustach ląduje równie często co Smoked Wood. To śliczny, nudziakowy róż z nutą beżu i szarości. Uwielbiam go! Dla dociekliwych - odcień ten jest podobny do Naked Stone, ale jest od niego bardziej beżowy, nieco mniej różowy.



A na swatchach prezentują się tak:


Wszystkie mają kremowe wykończenie, są świetnie napigmentowane i bardzo dobrze kryją. Nie są w 100% matowe, tuż po nałożeniu wydają się być lekko satynowe, ale z czasem mocniej matowieją. Dość dobrze się rozprowadzają na ustach, choć dla niewprawionej ręki mogą być nieco oporne. Najlepszy i tak jest komfort, jaki zapewniają - nie wysuszają ust, choćby nosiła je całymi dniami, z moimi wargami nic złego się nie dzieje. A do tego trwałość, której mogą jej pozazdrościć nawet niektóre matowe pomadki w płynie - te cuda wytrzymują długie godziny na ustach, nawet kiedy piję i jem. Oczywiście odrobinę się po jedzeniu zjadają, ale w przypadku nudziaków nie rzuca się to wcale w oczy. Łatwo też jest uzupełnić ewentualne braki, co bywa uciążliwe jeśli chodzi o płynne, zastygające mazidła. Może to właśnie dlatego chętniej sięgam właśnie po nie, niż po inne produkty do ust. Praktycznie za każdym razem przed wyjściem, moje ręce wędrują po jeden z nudziaków z tej wyjątkowej kolekcji.


Na uwagę na pewno zasługują też opakowania. W tej chwili zarówno szminki z kolekcji Matte Lips jak i Colour Trends zyskały nowe, magnetyczne opakowania - tamte jednak są czarne, a ta nudziakowa kolekcja z jednym rubinowym gratisem jest złota. Złotko na wysoki połysk oczywiście, bardzo eleganckie, bez grama tandety. Magnetyczne zamknięcie to na pewno fajny gadżet, pomadki są wygodne w użytkowaniu, choć nie powiedziałabym, że w pośpiechu tak łatwo jest je odpowiednio "domknąć" - trzeba w końcu trafić w te małe magnesiki. Niemniej jednak, opakowania zasługują na uwagę - to kolejne ze świetnych i wizualnie efektownych rozwiązań, jakimi raczy nas marka KOBO. Oby tak dalej! 


Pomadki kosztują jedynie 16,99 zł i często bywają na promocjach - oczywiście kupicie je tylko w Drogeriach Natura. Ze swojej strony gorąco polecam, jeśli tylko odpowiada Wam formuła Matte Lips i podobają się Wam te odcienie - kupujcie śmiało! Ja jestem zachwycona i lądują w mojej codziennej kosmetyczce z ulubionymi produktami.

Jak Wam się podobają te odcienie? Macie którąś z tych pomadek? :)

Zabawki z Born Pretty Store - część kolejna

$
0
0
Wiecie, że uwielbiam wszelkiego rodzaju gadżety urodowe, szczególnie ozdoby do bardziej kreatywnego makijażu lub do paznokci. A jako że na hybrydach zdobi się jeszcze łatwiej, nie dziwnym jest to, że przepadłam ostatnio namiętnie zajmuję się gromadzeniem wszelakich paznokciowych pierdół (niektóre ze zdobyczy możecie oglądać na moim Instagramie). Od pyłków i brokatów, przez przeróżne ozdoby o różnych efektach, aż po stemple. Z tymi ostatnimi jednak nie miałam zbyt często (i dobrze) do czynienia. O tym, czy się do nich przekonałam, oraz o moich nowych zabawkach ze sklepu Born Pretty Store przeczytacie dalej!


BPS ma to do siebie, że znaleźć tam można dosłownie wszystko co piękne, migoczące i robiące wrażenie. Jako że ostatnio bardziej się bawię podczas zdobienia paznokci, niż przy makijażach, zamówiłam sobie same cuda idealne (wtedy) na okres zimowy. Postawiłam więc na odcienie złota i srebra jeśli chodzi o brokaty, a także na zimowe wzorki, oraz piękne holo gwiazdki. Paczuszka dotarła jednak do mnie sporo po świętach, tak więc świątecznych stempli w końcu nie użyłam, ale nic straconego - wypróbowałam te graficzne.


I może właśnie od stempli zacznę - poza dwoma płytkami, piękną świąteczną oraz efektowną graficzną mam jeszcze nowy, duży i jakże piękny stempel, oraz lateks w formie lakieru do zabezpieczania skóry wokół paznokcia przed ubrudzeniem. Płytki są świetne - mam porównanie z innymi płytkami, które kupowałam na Ali, i zdecydowanie te mają lepiej wytłoczone wzory, dzięki czemu lakier idealnie się odbija. Choć przyznam, że dla mnie laika, równe odbicie graficznego wzorku graniczyło z cudem ;) Może to też kwestia lakieru, miałam tylko do dyspozycji biel z KADS. Zachwycona jestem też samym stemplem, nie tylko pod względem designu, ale też dlatego, że ma niesamowicie mięciutką, silikonową "gąbeczkę". Jest dużo przyjemniejsza niż ta ze stempla, który zamówiłam na Ali. Może skuszę się jeszcze na przezroczystą wersję, co mnie ślepcowi, ułatwiłoby znacznie zadanie. Co do lateksowego lakieru mam mieszane uczucia. Sądziłam, że będzie on bardziej gęsty, a okazał się być dość rzadki, przez co muszę nakładać go więcej, żeby móc potem idealnie oderwać owego glutka. Na pewno jednak taki wynalazek ułatwia stemplowanie i sprawia, że nie musimy czyścić i tym samym podrażniać skórek wokół paznokci.



A tak wyglądają moje stempelki:

Wiecie, że jestem sroką. I to sroką do potęgi entej. Więc gdy tylko zobaczyłam te piękne holograficzne gwiazdki, wiedziałam, że będą moje. Gwiazdki są dość małe, ale na mojej równie małej płytce wyglądają trochę jak giganty. I przez to też odrobinę odstają od płytki. Warto je porządnie zatopić, by nie zahaczały o nic. Co do brokatów zaś nie mam większych zastrzeżeń, choć chyba jednak nie przepadam do końca za mieszanymi wielkościami drobinek - trudniej się takie cacka nakłada. Mieszane brokaty wzięłam w kolorze srebrnym oraz złotym, natomiast ten malutki, drobniutki w kolorze białym czy też biało-srebrnym. Jego jeszcze będę używać do efektu szronu, nadaje się do niego idealnie! Bardzo dobre wrażenie zrobił na mnie pyłek syrenkowy. Jest szalenie mocno zmielony, dzięki czemu tafla jaką daje jest jednolita, delikatna i wygląda bardzo elegancko. zastosowany na różne kolory daje zupełnie inny efekt. Mój jest niebieski i pięknie wygląda zarówno na czerni, jak i jaśniejszych barwach.


Gwiazdki, syrenkowy pyłek na czarnej bazie i srebrny brokat w akcji:


Tak się prezentują wszystkie brokaty - srebrny, złoty i biało-srebrny:


I jeszcze zbliżenie na pyłek - na wzorniku na błękicie i mocnym niebieskim kolorze:

Na paznokciu na czarnym lakierze (hybrydowym): 

Na kolejne pyłki i inne efekty mam szalenie wielką ochotę! Na pewno to też nie koniec mojej zabawy ze stemplami, choć chyba powinnam wypróbować innych lakierów, kuszą mnie te z BPS - dajcie znać czy ich używałyście i czy polecacie.

Jeśli macie ochotę na zakupy w Born Pretty Store, możecie skorzystać z mojego kuponu zniżkowego na 10% "GRAYG10". Poniżej macie też linki i do wszystkich produktów, o których wspominam w poście.

Gwiazdki: http://www.bornprettystore.com/glitter-paillette-nail-sequins-star-moon-heart-manicure-nail-decoration-p-22916.html

Pyłek syrenkowy: http://www.bornprettystore.com/mermaid-gradient-glitter-powders-with-carving-silicone-brush-manicure-nail-decoration-p-34833.html

Biały brokat: http://www.bornprettystore.com/10mlbox-nail-glitter-tips-white-silver-powder-mixed-manicure-nail-decoration-p-34021.html

Srebrny brokat: http://www.bornprettystore.com/10ml-silver-glitter-ultrafine-powder-mixed-paillette-nail-sequins-manicure-decor-p-30938.html

Złoty brokat:  http://www.bornprettystore.com/10ml-metallic-color-glitter-ultrafine-powder-mixed-paillette-nail-sequins-decor-p-30939.html

Stempel: http://www.bornprettystore.com/born-pretty-christmas-nail-stamper-starry-silicone-head-with-scrapers-manicure-nail-p-36395.html

Płytka świąteczna: http://www.bornprettystore.com/born-pretty-126cm-rectangle-nail-stamp-template-christmas-image-plate-celebration-l008-p-36245.html

Płytka graficzna: http://www.bornprettystore.com/born-pretty-126cm-rectangle-stamping-template-geometry-design-manicure-nail-image-plate-l054-p-36312.html

Lakier lateksowy: http://www.bornprettystore.com/10ml-born-pretty-odor-free-peel-nail-latex-cuticle-guard-manicure-nail-liquid-tape-p-36614.html


Wpadło Wam coś w oko? Lubicie takie gadżety? :)

Cetaphil MD Dermoprotektor, balsam do ciała i twarzy - najlepszy kosmetyk ever!

$
0
0
Jest taki kosmetyk, który sprawdza się u mnie wyśmienicie. Jako jednemu z niewielu kosmetyków na rynku zawierzam mu w 100%! Sięgam po niego regularnie (choć z przerwami) od prawie dwóch lat i nie mam zamiaru z niego rezygnować. Szykujcie się więc na kolejną pieśń pochwalną o kultowym już produkcie - balsamie do twarzy i ciałaCetaphil MD Dermoprotektor.


Nie od początku było jednak tak kolorowo. Po pierwszych testach nie byłam zachwycona, ba! byłam przerażona ilością wyprysków, jakie pojawiły się mi na twarzy. Moja cera nie była wtedy w dobrym stanie, walczyłam z zaskórnikami i stanami zapalnymi, a Cetaphil był prezentem od mojej cioci, która twierdziła, że jest świetny dla cer trądzikowych. Tak też było, ale zrozumiałam to dopiero po pewnym czasie. Wtedy, odstawiłam na jakiś czas ten balsam i dalej dzielnie walczyłam z cerą. Jak się pewnie domyślacie, niewiele się zmieniło.

Jednak niedługo potem miałam nieodparte uczucie wysuszenia skóry. Niby nadal nadmiar sebum stanowiło u mnie spory problem, ale to nieprzyjemne wrażenie ściągnięcia skóry, swędzenie i szorstkość mówiły mi jedno - moja cera jest odwodniona. Wraz z dotychczasową wiedzą, sięgnęłam więc po raz kolejny po Cetaphil i tym razem zostałam już z nim na dobre! Nic tak dobrze nie nawilżało nigdy mojej skóry jak ten produkt. Nawet super ekstra maseczki nie dawały takich efektów! Z dnia na dzień moja skóra na twarzy (używałam i dalej używam go na całą twarz, powieki oraz szyję) stawała się po prostu ładniejsza! Odzyskała miękkość i sprężystość, nawet poprawił się jej koloryt. Zniknęły suche skórki, których usuwanie oczywiście zostawiłam peelingom, zaczęły się jednak pojawiać rzadziej. Po uczuciu suchości i ściągnięcia nie było śladu. A stan cery? Ku mojemu zdziwieniu, im więcej dostarczałam jej nawilżenia, tym bardziej się normalizowała - pryszczy pojawiały się dużo rzadziej, raczej w wyniku nieodpowiednich kosmetyków do makijażu, zaś po zaskórnikach i bolesnych stanach zapalnym nie było już śladu. Możliwe więc, że balsam, który ma za zadanie kompleksowo nawilżyć skórę, działa dobroczynnie na problemy skórne? A jakże! Cetaphil jest produktem niekomedogennym, znaczy to tyle, że nie zawiera w sobie substancji odpowiedzialnych za "zapychanie" porów. Dodatkowo ma w sobie pantenol, który łagodzi wszelkie podrażnienia i stymuluje regenerację naskórka. Dlatego wszelkie problemy skórne tak szybko się goją i znikają! Co więcej jest w nim też składnik antybakteryjny, stąd mniejsza ilość wyprysków i zaskórników, oraz znikające błyskawicznie stany zapalne.


Czemu więc moje pierwsze podejście było nieudane? Teraz, po dłuższym czasie, stwierdzam, że podczas swojego dziewiczego kontaktu z tym kosmetykiem, moja cera zaczęła się po prostu oczyszczać. Wysyp pryszczy był zapewne efektem działania antybakteryjnego oraz odblokowania się porów. Owo oczyszczanie chwilę trwało, ale skutkowało piękniejszą cerą - warto więc chwilę pocierpieć ;). Tym goręcej polecam Cetaphil, jeśli zważycie na fakt, że można go spokojnie stosować nawet przy trądziku. Skierowany jest nie tylko do posiadaczy cer suchych, ale też do każdej innej, która potrzebuje odpowiedniej dawki stałego nawilżenia. Produkt ten mogą też stosować osoby zmagające się z łuszczycą czy atopowym zapaleniem skóry. Jest on niezwykle łagodny, nie podrażnia wrażliwej skóry, zaognionych stanów zapalnych, nawet skaleczeń, nie wywołuje reakcji alergicznych. Taka magia w butelce.


Co jednak jest też dla mnie ważne, poza samym działaniem, otrzymuję też szalenie wydajny i opłacalny kosmetyk, który nie tylko sprawia, że moja cera wygląda coraz lepiej, po który mogę sięgać, kiedy tylko zechcę (czasem używam go zarówno na dzień jak i na noc, czasem tylko na noc), ale również mam produkt fajnie sprawdzający się jako baza pod makijaż. Tutaj jednak warto po nałożeniu chwilę odczekać, aż się wchłonie, a nadmiar odcisnąć w chusteczkę. Jednak nawet pod najcięższym i matującym podkładem, cera pozostaje świetnie nawilżona, a makijaż trzyma się dużo lepiej. Warto też podkreślić, że nie jest tłusty! Nie pozostawia żadnej tłustej czy też lepkiej warstwy. Cetaphilu można używać do pielęgnacji delikatnej skóry wokół oczu, u mnie jest ona dzięki niemu świetnie nawilżona, bardziej napięta, a oczy nie łzawią i nie są podrażnione. Do tej pory zawsze stosowałam specjalne kremy pod oczy, teraz używam tylko tego balsamu. Fajne efekty daje także na spierzchniętych ustach, czy oczywiście na każdym innym skrawku naszego ciała. Zdarzało mi się smarować nim suche łokcie czy obszary skóry dotkniętej alergią lub poparzeniami słonecznymi - zawsze z powodzeniem.


Klasyczna buteleczka balsamu ma aż 250 ml produktu, a kosztuje ok. 35 zł. Deal życia ;)

Polecam, polecam, polecam!

Znacie ten produkt? Jak się u Was sprawdza? Może miałyście do czynienia z innymi kosmetykami Cetaphil? 


Wiosną tylko My Secret I love matte lips - Sophie, Lily, Lucy, Holly, Freya, Molly, Daisy, Amber, Ayla

$
0
0
Wiosna kojarzy mi się z istnym atakiem kolorów. I jak w przyrodzie, tak w makijażu jest coraz ciekawiej, bardziej barwnie i odważnie. Sama też instynktownie sięgam teraz po zupełnie inne odcienie. Tak jak zimą preferuję te stonowane, głębokie i często przybrudzone, tak wiosna jest czasem, kiedy na moich ustach i powiekach goszczą żywe i czyste kolory, często wręcz "słodkie". Dziś przybliżę Wam bardzo fajną kolekcję pomadek do ust, które choć swoją premierę miały jeszcze zimą zeszłego roku, to u mnie w makijażu zaczęły gościć częściej wraz z pierwszymi słonecznymi dniami. Mowa o pięknych szminkachMy Secret I love matte lips.


W kolekcji znajdziemy aż 10 odcieni, są tu zarówno odcienie delikatniejsze, bardziej naturalne, jak i te żywsze, wręcz żarówiaste. Wszystkie mają dobrą pigmentację, są mocno kryjące, choć mogą sprawiać wrażenie odrobinę tępych jeśli chodzi o konsystencję. A ta jest całkiem zbita, ma to swoje plusy, bo mamy większą pewność, że pomadka się nie rozpłynie w opakowaniu, ale też minusy, bo nieco trudniej nakłada się na usta, szczególnie takie, którym brak odpowiedniego nawilżenia. Nie zauważyłam, żeby pomadki te jakoś szczególnie podkreślały niedoskonałości ust, choć na pewno suche skórki będą mocniej zauważalne. Mnie jednak ich formuła nie przeszkadza, tym bardziej, że wystarczy niewielka ilość na ustach, żeby nadać im mocny, równomierny kolor, tym samym produktu tak mocno nie czuć na skórze. Czuć jednak nieco zapach, który jest dość intensywny i specyficzny - nie każdemu przypadnie on do gustu. Co do komfortu noszenia nie mam większych zastrzeżeń - pomadki noszą się po prostu dobrze, nie wysuszają ust, a ich trwałość jest przyzwoita. Tuż po nałożeniu są nieco satynowe, ale szybko matowieją, choć nie jest to płaski mat.


Sophie nr 1
Jest to śliczny, pastelowy róż z nutką oranżu. Bardzo fajny, typowo wiosenno-letni, cukierkowy odcień.

Lily nr 2
To mój ulubieniec! Piękny róż z mocną różaną nutą. Kocham takie kolory, sięgam po nie najczęściej.

Lucy nr 3
To bardzo fajny, nietypowy kolor. Chłodnyróż z nutą fioletu, delikatnie trupi i przybrudzony. Idealny na wiosnę!

Holly nr 4
To bardzo twarzowy nudziak. Ciepły beż z kapką brązu, który na ustach wygląda bardzo naturalnie!

Freya nr 5
To przepiękny, intensywny, cukierkowy róż. Ni to chłodny, ni to ciepły, a jednak twarzowy! Istna landrynka dla odważnych ;)

Molly nr 6
Ten odcień także należy do tych żywych i zwracających uwagę. Tym razem mamy mocny róż, ale już o bardziej malinowym obliczu.

Daisy nr 7
To także bardzo radosny kolor. Piękny, lekko neonowy koral.

Amber nr 8
To bardzo podobny do poprzednika odcień - koral z większą nutą czerwieni, nieco bardziej stonowany.

Ayla nr 9
To jasny, delikatnie rudawy brąz, który bądź co bądź świetnie się prezentuje! Nie sądziłam, że będę dobrze wyglądać w takim kolorze, a jednak ;)

Do kolekcji należy również odcień 10 Layla, którego akurat nie posiadam, więc Wam go nie zaprezentuję. Jest to raczej ciemna. bardzo ładna czerwień, która również zasługuje na swoje 5 minut podczas wiosenno-letniego sezonu.


Pomadki te kupicie tylko w Drogeriach Natura za zawrotną cenę... 12,99 zł (za 4g)! W tej chwili widzę, że są jeszcze w promocji, więc dostaniecie je za jedyne 7,79 zł ;) Tym bardziej warto!

Mnie się te szminki bardzo podobają i po miesiącach noszenia przydymionych nudziaków, z jeszcze większą chęcią sięgam po te piękne i żywe kolory! Na pewno przez zakupem powąchajcie te cudaki, bo zapach niekoniecznie może przypaść Wam do gustu. Mnie jakoś mocno nie przeszkadza - bywało gorzej ;))


Jak Wam się podobają te odcienie? Znacie te pomadki? Jakie kolory na ustach najchętniej nosicie wiosną? :)

Wiosennie więc pastelowo!

$
0
0
Co jak co, ale z wiosną zaraz po kwiatach, najmocniej kojarzą się przede wszystkim pastele. Słyszysz wiosna, przed oczami masz piękne, rozbielone, kolory od różu, przez zielenie, aż po błękit. Nic więc dziwnego, że od lat zarówno projektanci, jak i producenci kosmetyków, raczą nas pastelowymi kolekcjami. W tym roku nie jest inaczej, jak przyglądam się nowym, wiosennym propozycjom zaserwowanym przez marki lakierów hybrydowych widzę przede wszystkim słodkie i subtelne barwy. Oczywiście zdarzają się też bardziej soczyste wyjątki, jednak to pastele w dalszym ciągu rządzą wiosną. Idąc tym tropem i ja skusiłam się na tak modny w tym sezonie manicure. Postawiłam na hipnotyzujący błękit z nutką lawendy, prześliczny jaśniutki pistacjowy oraz biel. W ramach zdobienia pojawiły się kwiatuszkowe kropki oraz matowy top na niektórych paznokciach.


Szalenie podoba mi się to połączenie kolorów. Jest niezwykle świeże, a jednocześnie radosne i takie lekkie! Choć początkowo miałam użyć tylko błękitów ze swojej wciąż rosnącej kolekcji, tak cieszę się, że skusiłam się jednak na tę boską zieleń. Manicure wygląda zdecydowanie ciekawiej. Jednak, o ile bardzo lubię produkty Victoria Vynn, tak tym razem nie jestem do końca zachwycona z krycia i pigmentacji zarówno błękitu jak i zieleni. Do pełnego krycia musiałam nałożyć trzy warstwy Blue Skies, natomiast owe trzy warstwy nie dały rady w przypadku Pistachio Pudding i na paznokciach prawej dłoni mam lekki prześwity. Co do Flawless White nie mam większych zastrzeżeń, ładnie kryje po dwóch warstwach, nie marszczy się w lampie, nie ściąga, a biel jest faktycznie biała. Zaskoczył mnie nieco matowy top, spodziewałam się delikatnego efektu, a tutaj póki co, mam piękny, pudrowy mat. Jedną z nowości dla mnie jest też Mega Base, nim jednak opiszę Wam ją dokładniej, powiem tylko tyle - sądziłam, że będzie bardziej gęsta.


Po długich miesiącach, w których stawiałam na ciemne, przybrudzone kolory na paznokciach, przyjemnie jest mieć na nich coś tak ładnego i delikatnego. Na pewno to nie koniec moich zabaw z pastelami, w końcu wiosna dopiero co się zaczęła ;)


Użyłam produktów marki Victoria Vynn:
baza - Mega Base
top - Hybrid Top i Matt Top
kolory - 001 Flawless White, 138 Blue Skies, 137 Pistachio Pudding


Mam nadzieję, że manicure się Wam spodoba. Pochwalcie się w komentarzach swoimi aktualnymi paznokciami! :)

Green and yellow spring

$
0
0
Nie wiem, jak Wam, ale mnie się wiosna, a szczególnie okres tuż przed Wielkanocą kojarzy mocno z dwoma kolorami - mocną żółcią i soczystą, niekiedy nieco zgniłą zielenią. Jako że dawno nie pokazywałam Wam żadnego makijażu, postanowiłam zmalować coś nietypowego - właśnie w kolorach zieleni i żółci. Co z tego wyszło? Cóż, makijaż nie należy do tych dziennych, ale może przypadnie Wam do gustu i zainspiruje Was do kombinowania z kolorami!

W roli głównej jasny, soczysty, delikatnie podgniły dymek z udziałem zarówno satynowych jak i matowych cieni w jakże wielkanocnych odcieniach. A do tego podwójna zielono-żółta kreska na powiece ruchomej i soczysta zielona na linii wodnej. Na ustach już delikatniej, moja nowa zabawka, matowa pomadka z L'Oreal w pięknym, nudziakowym kolorze. :) Lekko podgniły charakter makijażu ratuje nuta brzoskwini nie tylko w szmince, ale też w załamaniu powieki oraz na policzkach. Nietypowo? A jakże!

Mój wielkanocny mejkap pewnie nie będzie tak... soczysty, ale myślę, że skuszę się na nutę zieleni bądź żółci, dodaną do czegoś zwyklejszego ;) Na pewno akcent położę jak zawsze na oczy, w końcu szminka, nawet najbardziej trwała, po tych wszystkich tłustych potrawach zniknie w oka mgnieniu.



Użyłam: 
oczy: NYX Vivid Brights Liquid Liner Vivid Envy and Vivid Halo, My Secret Big Eye pencil in white, Artdeco eyeshadow base, Maybelline Master Brow pro palette Deep Brown, Lovely Pump Up mascara, Makeup Geek eyeshadows - Fuji, Pixie Dust, Yellow Brick Road, Lemon Drop, Jester, Chickadee, Peach Smoothie,
twarz: podkład Catrice HD Liquid Coverage 010 Light Beige, korektor Catrice 010 Porcelain, My Secret Rice Matt Powder, My Secret Face'n'Body Bronzing Powder, My Secret Blusher - Pure Peach, My Secret Cream Camouflage, Sensique Strobe Lightng - Love,
usta: pomadka L'Oreal Color Riche Matte 633 Moka Chic.


Jak Wam się podoba tak nietypowy mejkap? Skusiłybyście się na takie połączenie kolorów w makijażu? :)


Żółć w wersji optymistycznej i wiosennej - manicure hybrydowy

$
0
0
Nic tak nie cieszy, jak mocne, piękne kolory budzącej się do życia wiosny. Można jednak namiastkę tej wiosny sobie ukraść... Ja przemycam ją przede wszystkim na paznokciach! Jako że Wielkanoc zbliża się wielkimi krokami, moje paznokcie musiały razić iście wielkanocnym kolorem. Postawiłam zatem na mocną, ciepłą i cudownie kurczaczkową żółć. Żółci tej towarzyszy jedno z moich ulubionych zdobień - blur effect. 


Ta mocna, ciepła, słonecznikowa żółć to oczywiście lakier hybrydowy z Victoria Vynn pochodzący z nowej, wiosennej kolekcji -Summer Sun nr 140. Na paznokciu palca serdecznego wylądowała biel VV - Flawless White nr 001, zdobienie wykonane farbkami akwarelowymi oraz matowy top z VV. 


Żółć jest ładnie napigmentowana, choć nie wiem czemu, nie rozkładała mi się na paznokciach zbyt równomiernie. Może to kwestia tego, że malowałam je w pośpiechu, ale w efekcie nałożyłam aż trzy warstwy koloru. Matowy top za to bardzo polubiłam, wystarczy jedna warstwa, żeby uzyskać fajny, nienachalny mat, który nie zaczyna się błyszczeć po kilku dniach. 


Użyłam: 
bazy - CHIODO Base Strong,
topów - Victoria Vynn Hybrid Top, Top no wipe i Matt Top,
kolorów - Victoria Vynn - Summer Sun nr 140, Flawless White nr 001,
do zdobienia - farbki akwarelowe. 



Jak Wam się podoba taki manicure? Lubicie żółte lakiery do paznokci? :)

Trzy urocze rozświetlacze od Sensique Strobe Lighting Powder - Love, Passion, Seduction

$
0
0
Wiecie, że blask kocham miłością błyszczącą. A rozświetlacze to już w ogóle. Nie potrafię się oprzeć kolejnym sztukom, coraz to nowsze odcienie wołają mnie, a ja z trudem staram się tym nawoływaniom nie ulec. To jest naprawdę trudne, uwierzcie mi! Tak więc, chciałabym Wam pokrótce opowiedzieć o nowych, malutkich i uroczych rozświetlaczach od Sensique - Strobe Lighting Powder.


Rozświetlaczy w tej kolekcji jest trzy - mamy tutaj klasykę w postaci szampańskiego złotka Love, delikatnie różowo-łososiowy odcień Passion oraz złocisty brąz Seduction. Sądziłam, że najmocniej pokocham róż, ale okazał się być delikatny, jeśli chodzi o siłę rażenia, bardziej do gustu przypadło mi to szampańskie cudo, które okazało się być fajnie napigmentowane i pięknie błyszczące! Może nie jest to połysk na miarę Mary-Lou Manizer z The Balm, ale jest niczego sobie. Co do brązu mam zaś mieszane uczucia - sama tak ciemnych odcieni nie używam, ani rzecz jasna na szczytach kości jarzmowych, ani w roli brązera, jedyne miejsce na które mogę taki kolor w wersji z połyskiem użyć to powieki.


Co jest dla mnie dziwne w tych produktach to na pewno konsystencja. Jest taka jakby... puszysta i niekoniecznie mocno sprasowana czy zmielona. Niemniej jednak, dają jednolity bardzo ładny, powiedziałabym nawet, że subtelny połysk, bez grama kiczu. Żadnych drobinek też oczywiście gołym okiem nie widać. Na uwagę na pewno zasługuje tłoczenie - Sensique do tej pory takimi detalami nie zachwycało, a tu spójrzcie tylko, fajne i modne! :)


Love okazał się być ulubieńcem, po którego sięgam najchętniej spośród tej czwórki. I choć jakością nie przebija mojego ukochanego ostatnio rozświetlacza My Secret Sparkling Beige, to jego malutka wielkość i poręczność działa na jego korzyść. W końcu rozświetlacze są wielkości tych dużych cieni albo róży z My Secret. Zachęca nie tylko perspektywa wykończenia takiego kosmetyku, ale też oczywiście niska cena - 8,99 zł (za 3 g produktu). Kupić można je oczywiście tylko w Drogeriach Natura.

Jeszcze pokażę Wam, jak te dwa najjaśniejsze odcienie prezentują się na skórze w makijażu. Poniżej odcień Love.

A tutaj odcień Passion.

Ładne, prawda? :))

Jak Wam się podobają te maluszki? Któryś wpadł Wam w oko? :) 


Cool metallic makeup

$
0
0
Metaliczne cienie do powiek wróciły chyba na dobre. Nie tak dawno panował jedynie mat, a teraz wszyscy szaleją na punkcie połysku i to nie byle jakiego, a właśnie metalicznego. Mocno błyszczące tafle, foliowe wykończenia i szalona pigmentacja - to właśnie teraz jest na topie. Nie trzeba już jednak szukać idealnych cieni do powiek wśród zagranicznych marek, przepiękne, a co więcej - o świetnej jakości metaliki mamy na wyciągnięcie ręki. Marka My Secret raczy nas kolejnymi kolorami cieni Glam&Shine, które po prostu zachwycają! O cieniach na blogu już niedługo, a tymczasem zapraszam na pierwszy, próbny makijaż przy ich użyciu. 

Jednym z kolorów, które wpadły mi od razu w oko, odkąd zobaczyłam zapowiedzi, to ta piękna, energetyczna limonka (nr 10). Nie sposób jej się oprzeć! Postanowiłam więc nałożyć ją w dość strategicznym miejscu - na dolnej powiece, tuż przy kąciku wewnętrznym. Na sam kącik wewnętrzny nałożyłam cudowny, szampański odcień (nr 9) oraz bliżej powieki ruchomej odrobinę szampańsko-różowego (nr 8). Górną powiekę natomiast potraktowałam po królewsku - cała skąpana jest więc w cudownym, kobaltowym granacie (nr 11). Oko otuliłam jeszcze ciepłym beżem i ciemnym brązem. Natomiast usta podkreśliłam wyjątkowo delikatnym odcieniem zgaszonego różu z nutą beżu, który o dziwo na zdjęciach wygląda nieco jaśniej niż w rzeczywistości. Tak czy inaczej - jest to piękny kolor! :)

Mam nadzieję, że ten prosty mejkap się Wam spodoba! Oczywiście to nie koniec zabawy z tymi cieniami, będą kolejne makijaże - dajcie mi się tylko rozkręcić ;))


Użyłam/I used: 
oczy/eyes: Artdeco eyeshadow base, My Secret Posh Girl Volume Mascara, High Shine eyeliner, Design Your Eyebrows - Warm Taupe, Glam&Shine eyeshadows - 8, 9, 10, 11, KOBO Professional Smoky Eyes Pencil - 2 Heban, Sensique eyeshadows - 201 Beige, 205 Terracotta, 209 Dark Chocolate, 
twarz/face: My Secret Rice Matt Powder, Face Illuminator Powder -Sparkling Beige, Face'n'Body Bronzing Powder, Blusher - Dusty Rosy, Cream Camouflage 02, Catrice Made to Stay Make Up - 005 Ivory Beige, 
usta/lips: My Secret I love matte lips 2 in 1 lipstick & liner - no 05.

Jak Wam się podoba? Lubicie takie odcienie? Używacie metalicznych cieni do powiek? :)

Metaliczne cienie do powiek My Secret Glam&Shine - kolekcja wiosenna

$
0
0
Kto nie zna cieni Glam&Shine powinien to szybko naprawić! Są to bowiem jedne z najciekawszych propozycji drogeryjnych. Nie dość, że kuszą pięknym blaskiem i świetną pigmentacją, to na dodatek można je kupić za grosze. Po sukcesie poprzednich kolekcji tych cieni, pora na kolejną propozycję marki My Secret. Oto Glam&Shine w wersji wiosennej!


Tym razem wybieramy spośród (albo od razu kupujemy wszystkie) 6 odcieni. Większość z nich jest spokojna, stonowana - są to typowe nudziaki. Mamy tutaj więc piękne złotka, odcienie szampańskie, oraz takie, którym bliżej do brązu. Wyjątkowymi kolorami spośród tej gromadki są zaś głównie cudny kobalt oraz soczysta limonka!


Od lewej: 
nr 6 - to przepiękny odcień starego złota,
nr 7 - to genialna, delikatnie różowa miedź,
nr 8 - to śliczny różowy szampan,
nr 9 - to cudowny, subtelny odcień, jaśniutki szampan z nutą beżu, delikatnie opalizujący na pistacjowo,
nr 10 - to szalenie piękna i soczysta limonka,
nr 11 - to ujmujący i głęboki kobaltowy granat.


Wszystkie cienie mają wprost obłędną pigmentację, są raczej mokre, ale dobrze nabierają się na pędzle (te syntetyczne) i świetnie nakładają na skórę. Nie ma problemów z tym, aby je ładnie rozetrzeć. Odrobinę różnią się między sobą blaskiem, jedne są bardziej metalicznie, niemalże foliowe (nr 6, 7, 8), inne nieco delikatniejsze (nr 9), a jeszcze inne mają nieco lżejszy, mniej mokry blask (nr 10, 11). 


Ta jasne odcienie jak najbardziej mogą być dodatkiem do makijażu dziennego, te ciemne i mocniejsze zaś świetnie będą prezentowały się w makijażu wieczorowym. Każdy z tych odcieni zachwyca, a formuła powala na kolana i niedaleko jej jest do słynnych cieni foliowych MUG czy innych cudeniek. Ja bardzo polubiłam! Choć muszę pamiętać, by stosować do nich bazę pod cienie, bo inaczej (jak wszystkie inne zresztą) rolują mi się i zbierają w załamaniu powieki.


Radzę biec szybko do Drogerii Natura i kupić je, póki jeszcze są! Kosztują jedynie 11,99 zł za sztukę (za mega wydajne 3 gramy produktu). Polecam gorąco! :)

Jak Wam się podobają te odcienie? Widzicie coś dla siebie? :)

Metallic ginger with cool teal line

$
0
0
Uwielbiam kolorowe kreski! A lubię je jeszcze bardziej, kiedy tworzą fajny kontrast z resztą makijażu. A połączenie morskości i miedzi to chyba jedno z najbardziej efektownych rozwiązań! Skusiłam się ponownie na ten boski duet, tym razem w mocno błyszczącej, metalicznej wersji. Na powiekach użyłam więc metalicznych cieniMy Secret Glam&Shine oraz nieziemskiego linera Golden Rose Style Liner Metallic

Musicie przyznać, że taki kolorowy, wybijający akcent robi wrażenie. Szczególnie polecam Wam zabawę z kolorowymi, błyszczącymi kreskami - wystarczy tak niewiele, żeby zrobić wrażenie! ;) Jako że na powiekach dzieje się już sporo, a przynajmniej połysku jest ogrom, usta podkreśliłam delikatną, nudziakową pomadką o matowym wykończeniu - płynną pomadką z Golden Rose o numerze 13. Jest to moja mała nowość i w sumie mam trochę mieszane uczucia co do niej. Nie wiedzieć czemu, spodziewałam się raczej, że będzie nieco bardziej różowa, a jest dość ciepła, ma w sobie coś z rudości. 

W użyciu tym razem sporo nowości, poza nowymi kolorami cieni My Secret Glam&Shine, również paletka do brwi Golden Rose Eyebrow Styling Kit w odcieniu Deep Brown (który jest dla mnie na co dzień ciut za ciemny, ale do makijaży na blog pasuje!), nowy podkład od NYX Cosmetics - Total Control, o którym pełniej niedługo, no i nowy-stary ukochany tusz z Maybelline - Lash Sensational Intense Black.


Użyłam/ I used:  
oczy/eyes: My Secret Glam&Shine eyeshadows - 7, 8, 9, Sensique Top Color eyeshadows - 205 Terracotta, 202 Russet, 209 Dark Chocolate, Maybelline Lash Sensational Intense Black, Golden Rose Style Liner Metallic - 01, My Secret Khol Kajal black, Golden Rose Eyebrow Styling Kit - Deep Brown, Artdeco eyeshadow base, 
twarz/face: My Secret Face Matt Powder, Face'n'Body Bronzing Powder, Face Illuminator Powder - Sparkling Beige, Rice Matt Powder, Cream Camouflage, Catrice Liquid Camouflage, NYX Total Control foundation - Alabaster, Vanilla, 
usta/lips: Golden Rose Longstay Liquid Matte Lipstick 13. 


Jak Wam się podoba taki makijaż? Lubicie nosić kontrastowe barwy w swoim mejkapie codziennym? :)

Viewing all 275 articles
Browse latest View live